Byl rok i już go nie ma. Kolejny dzień szaleństw jak się patrzy. Dziś Tatuś rządzi i z pewnością jutro głowa będzie boleć... Synek też nieźle się zabawił ;). Fotki mówią same za siebie co sie działo... Dodam, że jak na sylwestrowy wieczór, to sił brakowało... Bohaterowie byli zmęczeni i co niektórzy zostali sami z Sylwestrem w Polsacie, bo reszta padła tuz po północy... :););). I tak neźle, przecież niektórym się zdarza do północy nie dotrwać... Kolacja Sylwestrowa była PRZEPYSZNA.... Kurde jakieś cuda wianki w tej kuchni się dzieją...
0 Comments
Cudny poranek. Widok z okna z nóg zwala. Mamusia w związku z pójściem spać wczoraj o godzinie dwudziestej z minutami w formie rewelacyjnej (no dobra trochę czytałam, ale generalnie niedługo po Synku beret spadł... - niani nie mamy, więc Małego się bałam samego zostawić, a biegać co pięć minut to trochę szkoda prądu...), za to Tatuś ciut słabowity. Ostatni odpadł z grupy męskiej i bardzo jest z tego dumny... Okolica urokliwa jak widać na fotkach. Taki raj na ziemi. Jedzienie wyczesane w kosmos. Właściciele super. Polecamy na każdy rodzaj wyjazdu (U Idalii, Gorło 13, Stare Juchy k/Ełku). Mamusia się do Ełku wybrała co by nianię zakupić. A wieczorem tak porządziła, że końca imprezy nie pamięta... Tak czy inaczej przednio było ;).
Rano śniadanko z Ciocią, a później pakowanie (jedno dziecko, a jakbyśmy cały żłobek ze sobą zabierali....) i w drogę na Mazury. Dotarli. Oczy uradowane, bo okolica cudna, miejscówka zajebista i towarzystwo doborowe. Wygląda, że się spoimy i to nie raz... Dziś wieczorem Tatuś zaczyna maraton, bo Niania elektorniczna nam się zepsuła i się będzie trzeba zmieniać. Synek w sódmym niebie – traktor duży, ciocie, wujkowie, zabawki, bilard, ognisko! Do wyboru do koloru i zabawek i atrakcji!
Komu w drogę temu czas. Najpierw jeszcze Szpital na Parkitce, bo Kubusia Pan Doktor musi zobaczyć. Kaszle coraz gorzej i noce są makabryczne. Nowy zestaw leków mamy i wsio będzie olrajs (czyli dobrze). A dalej po drodze Ciocię Justynę z Radomska zgarniamy, bo będziemy sobie nasiadówkę robić w Wawie. Tatuś pichci, a my sobie plotki nad plotkami urządzamy. Czasy moskiewskie wspominamy, ale nie tylko. Życie nas do refleksji na koniec tego roku skłania... Oj życie Ty życie... Ciocia strasznie Kubusiowi w oko wpadła. Się tak laszczy, że ubaw mamy po pachy. Ostatni raz jak się z Ciocią widzieliśmy to też się laszczył... tyle że miał ze 4 miesiące i jak mały ślepy krecik usteczkami po ciocinej klatce piersiowej jeździł w poszukiwaniu cycka... mama czy cioci co za różnica ;). Fajnie (i wtedy i teraz ;)) było, ale którtko... Tęsknimy za Ciotką i czekamy aż do Polandii powróci. Też już jej Moskwa daje popalić, ale widać jest dzielniejsza od nas. Noc nas na plotkach zastała. Ale ten czas leci. PS. A taki księżcy nam dzsiaj w drodze do Wawy towarzyszył ;). Kontunuujemy przygodę z kinem częstochowskim. Nie poddajemy się, bo chcemy odwrócić złą passę ;).... Tym razem „Mój rower” i już naprawdę nieźle jest ;)! Polecamy. Fajny film (szkoda może, że zamiast Urbaniaka jakiegoś profesjonalisty nie obsadzili, ale też daje rade). Czułam się z Tatą Kubusia jak za czasów narzeczeństwa ;). Tak fajnie, ale tylko przez chwilę, bo zaraz plotkujemy o tym małym potworku śpiącym w łóżeczku... Oj, ale nas dopadło ;).
Jakby urodzony przy pianinie ;). Strasznie się podobało i granie i słuchanie. Monika nam zagrała swój własny utwór i wszyscy w szoku. Taki talent, tak blisko? Super dumni jesteśmy i trzymamy kciuki za spełnienie marzeń naszej Gwiazdeczki ;). A wieczorem się wymykamy i nocny repertuar kina sprawdzamy. Tatuś zarządził Atlas Chmur. Cóż nie pierwszy raz żeśmy w Częstochowie kinową klapę zaliczyli.... Długo. Fantastycznie (w znaczeniu gatunku, a nie że super). Nudno. Dziwnie. Niby nieźle, ale ogólnie szkoda czasu. A już dla męskiego gatunku to musi być mega wyzwanie wysiedzieć te trzy godziny... Brawo dla Tatusia Kubusia ;).
Warsztaty artystyczne, pyszny obiadek i zmiana stołów, czyli w dalszą drogę, do Babci do Blani. A tu prezentowania, jedzenia pyszności i imprezowania ciąg dalszy. Chyba przytyłam już 100 kilo. Tak się czuję. Drama.
Cały rok człowiek czeka na ten dzień, a tu raz hop i już po... super miła Wigilia jak co roku nas spotkała. Babcia Wiesia specjałów przygotowała bez liku, humory dopisały, prezentów zatrzęsienie, ciepło, rodzinnie i przefajnie. Kubuś stracił rozum na minut kilka jak się rozpakowywane prezentów zaczęło ;). W szoku klasycznym był. A Mamusia łezkę uroniła, bo od "Kubusia" dostała "Jak zostać pisarzem" z dedykacją, co bym swe marzenia spełniała... Oj, ale by było gdyby cały rok był taki wigilijny ;). Niebo na ziemi powiadam Wam. Może się postaramy, co by bliżej nieba codziennie było? Czemu nie? ;)
Chłopaki coraz lepiej się dogadują. Wspólne hobby ich połączyło ;). Synek wpatrzony w Pawełka jak w obrazek, a Pawełek coraz łaskawszym okiem na Kubusia patrzy ;). Jak Kubuś zacznie gadać "z sensem" to może nawet przyjaźń jakaś z tego będzie ;). Nigdy nic niewiadomo ;).
No i dotarliśmy! Święta czas zacząć! Na fotkach Synek i jego plecak. Miał swoje zabawki do niego spakować, ale tak namiętnie pakował i wyjmował różne zabawki, że w końcu pusty plecak pojechał... ale nie o to chodzi, bo przecież to z noszeniem i jeżdżeniem plecakiem jest najlepsza zabawa!!!
Nareszcie Wigilia tuż tuż! Się doczekałam. Cały dom pachnie świętami, a my się pakujemy i jutro ruszamy do Łodzi. Synek zaniemógł odrobinę, więc został dzisiaj ze mną w domku i pomagał niezmiernie we wszystkich działaniach przygotowawczych... Sprzątania po nim było od cholery, ale zabawa przednia i zapomnienie o złym sampoczuciu. Oby się choroba dalej nie posunęła...
Oj jakże ja lubię takie wizytacje. Ciocia Edi jak zawsze inspirująca niezwykle. O czym to myśmy nie poplotkowali. Cała trójka podniesiona na duchu i optymizmem zaszczepiona ;). Fajnie fajnie. Taką Ciocię dobrze mieć, fajniej by było, gdyby bliżej była, ale przynajmniej mamy kolejny powód, żeby Kanadę odwiedzić. Jutro będziemy smażyć naleśniki z syropem klonowym przez Ciocię przemyconym, co by posmakować odrobinę Kanady i mentalnie się do podróży przygotować ;).
Chyba jednak prośby Mamusi nie zostaną wysłuchane... Na razie cierpliwie czekamy na rozwój wypadków, ale gile z nosa, kichy, achy i kaszle nie dają za dużo optmizmu... Zobaczymy, ale coś mi tu zaczyna śmierdzieć... zakupy świąteczne szybko trzeba robić, bo niewiadomo co z tego wyniknie.....
Synek po długiej przerwie dotarł do żłobka. Szczęściu memu nie ma końca!!! Synka kocham nad życie, ale chorowanie i siedzenie w domku po jakimś czasie zaczyna nam szkodzić ;). Synek też cały szczęśliwy. Ukochana zabawka żłobkowa (duży samochodzik do jeżdżenia) czekał na Kubusia i Synek cały dzień „bruma” i „bruma” w kółko... Ciocie musiały go z brumy ściągać, żeby się posilił i napoił ;)... Mamusia trzyma kciuki, żeby Synek w zdrowiu chociaż kilka dni wytrzymał... W żłobku świątecznie też niezwykle. Choinka i ozdoby i w ogóle na wypasie. Nawet bałwan na podwórku. Kubuś zachwycony. A na pytanie "Co robił w żłobku?" pamięta tylko koncówkę, czyli "pa pa". Także w drodze powrotnej za bardzo nie pogadaliśmy o tym, jak komu minął dzień ;). Synek ozdrowiony, gości wita i szczęściem epatuje. Familia Micherskich, czyli szalejemy ;). Dzieciaki głównie zainteresowane bajkowymi opowieściami i gumisiami (zabawkami też, ale Synek walczy o swoje i cieżko mu się dzielić czasami ;)). Każdy pilnuje swojej paczki, a Kubuś wybiera każdemu i dziwi się nieznanemu dotąd smakowi i strukturze. Przypasowało, więc ciągle słychać "jesie" (jeszcze). Dzieci pobawione, Starsi pojedzeni i pogadani. Spotkanie udane zatem ;). Do następnego więc!
Do grona Fanów Świąt dołączył Kubuś! Mamusia wniębowzięta, bo Tatuś musi już brać naszą dwójkę pod uwagę ;). Patrzymy sobie na choinkę, słuchamy muzy "Lola Christmas" i patrzymy na świąteczne dekoracje i wąchamy tudzież degustujumy świąteczne ciasteczka. Fajnie pachną święta, a już lada chwila Wigilia ;). Huuurrraaa!
Synek z pewną dozą nieśmiałości podchodzi do skaczącej krowy. Robi buju buju zamiast hop hop. Nic to, prędzej czy później się nauczy ;). Za to Tatuś nieźle sobie radzi... ;).
W ramach lubowania Świąt ćwiczymy z Synkiem pieczenie ciasteczek maślanych. Synek jest niezwykle pomocny i bardzo się stara... Jak się już postara, to odpoczywa... Jak poodpoczywa, to zagląda do piekarnika i pilnuje ciasteczek... Jak już popilnuje, to odpoczywa znowu... i tak w kółko. A na koniec dumny jak paw próbuje wypieków. Pysne!
Oj nareszcie ulubiona pora roku Mamusi nadchodzi! Jak ja uwielbiam Krysmys!!! Oj, aż się sama buzia śmieje. Co by się w pełni Świętami nadchodzącymi nacieszyć się rodzinnie udaliśmy na łowy choinkowe do Castoramy. Z całej wycieczki Synkowi najbardziej się podobała koparko-spycharka (koparka generalnie jest ulubionym pojazdem...)... Za to w domu rytuały ubierania choinki okazały się hitem niedzielnych rozrywek rodzinnych. Oj wesoło było (ale strasznie też, bo Tatuś dwa razy rypnął na ziemię wraz z choinką i w końcu w złości udał się po nowy stojak ;)) i fajniacko niezwykle. Synek bombki po całym domku poroznosił, wkładał do pudełek, wyjmował, podawał, kombinował, montował i inne cuda wianki kombinował. Bardzo fajnie, bardzo. Ozdoby choinkowe odkurzone i powoli się szykujemy ;). PS. Hrabinę Cosel łyknęłam i chyba zajmę się chwilową powieścią historyczną, bo niezwykle mnie się spodobało ;).
Tatuś walczy z remontem w Piastowie, a my mamy dzień pełen atrakcji. Od rana się zabawiamy z kaczkami (ostatnio ulubione tuż po Timmym), sprzątamy namiętnie, jeździmy na sankach, sztukę tworzymy, sesje zdjeciowe robimy i taki tam różne ważne robimy. Słownictwo Synka co dzień się wzbogaca i zaskakuje nas mega... Już potrafi powiedzieć, że butelka jest pełna, że koniec bajki jest, że tam i tutaj i tu mamy iść... Udawać, że się nie rozumie już się nie da ;).
Ale ślicznie, biało. Jutro mogłaby być Wigilia! Chyba z tego wszystkiego w weekend choinkę zainstalujemy. Synek w lepszej formie. Zabawiał się dzisiaj w pomocnika Mamusi i naklejał znaczki na kartkach świątecznych. Wszyscy, którzy kartki dostaniecie zwróćcie uwagę na ewentualne zagniecenia kartek, całych, rogów, znaczków, na dziwne pozycje znaczków i ogólne oślimanie całej kartki, bo Synek Mamusię naśladował i lizał kartki jak Mamusia znaczki... Jeśli takowe na kartce znajdziecie widać Synek się dokłada do życzeń z serca całego. PS1. FOTKI I INNE ZA LISTOPAD I GRUDZIEŃ UZUPEŁNIONE :). Dobranoc! PS2. Poniżej nowe fotki z Anteczka ;).
Synek od dwóch dni znowu zaczął bardzo kaszleć i w nocy się strasznie męczy dla odmiany, więc Mamusia znowu się wybrała do Pani Doktor. Tym razem nie do ulubionej, ale do pierwszej wolnej. I tak oto mamy powiększoną apteczkę o specyfiki na zapalenie oskrzeli... Nawet mamy nebulizator i się inhalujemy, co jak widać na fotkach Synkowi niezłą frajdę sprawia... I tak oto zamiast pierwszego spotkania z prawdziwym Mikołajem w żłobku, to mamy spotkanie z nebulizacją (swoją drogą to co to za nazwa???... całe życie się człowiek uczy...)i antybiotykiem... Ale za to jest Timmy, więc Synek nie narzeka... Tylko trochę w kiepskiej formie, więc męczymy bułę...
Tak się Mamusia za Synkiem stęskniła, że beret spada... Jakie to słodkie maleństwo jest... Od samego rana prezentem się bawi (hit londyński, fura co sie daje na 360 stopni kręcić i świeci i burczy i w ogóle klasyczne cuda-wianki) i z Wujkową bryką zawody robi z przerwami na jazdę hujalnogą... Tatuś też prezentem Synkowym nie wzgardził i widać oczy mu się zaświeciły. Przy okazji Astona Martina nareperował i mamy teraz mały zdalnie sterowany samochodowy garaż w domu... ;). Oj cudnie być w domu. Babcia się zebrała i do domku wróciła. Smutno i pusto. Nic to. Święta niedługo.
Och naprawdę fajnie tutaj. Dziwne. Jak przyjeżdżałam co tydzień to jakoś mi się nie podobało aż tak, a wręcz przecież zamiast do Lądka to pojechaliśmy do Moskwy... A teraz tak jakoś fajnie.... Święta się czuje na każdym kroku. Wszystko cudnie przystrojone, sklepy zwariować można, ciepło (koło 10 stopni i wszystkie knajpki kawowe maja stoliki na zewnątrz, więc się można opatulić i szaleństwo świątecznie poobserwować), miło, sympatycznie... Wawa trochę wioskowo wypada przyznać trzeba... ;). Mamusia mały shopping zrobiła, połaziła do bólu i już o 21:30 w Wawie była. PS. Fotek niestety nie ma, bo aparatu nie miałam (i ręki wolnej tez w sumie... ;)). Tylko z telefonu sklep Twinningsa ulubionego i Hemleysa z królową zrobioną z klocków lego (Mamusia trzy godziny łaziła żeby Synkowi prezent wybrać... jakby on tu wpadł, to chyba musielibyśmy krople na uspokojenie zażyć... zwariować można).
Oj fajnie fajnie. Lot fajny, hotel super, fajnie biur odwiedzić, fajne spotkanie, fajna tajska kolacyjka, fajny spacer po cudnie oświetlonym i już świątecznym Londynie. Fajnie fajnie. Spotkanie się udało bardzo, Mamusia zadowolona, bo widać firma o niej nie zapomina i tęskni. Coś tam ciekawego zaproponowali, ale zobaczymy, bo Mamusia musi sobie wszystko 100 razy przemyśleć. Mam chwilę do namysłu, więc będę myśleć a co ;). Poza tym dorwałam hitowe "50 twarzy Greya". Czytam non stop, a wściekła jestem jak cholera.... Bo niby chce zobaczyć jak to sie wszystko skończy, ale drażni mnie strasznie styl tego czytadła. A w necie i w recenzjach wypisują, że w Stanach to autorkę "pisarką wszechczasów" okrzyknięto... CO!??? Chyba faktycznie zacznę pisać, skoro taka baja buja może taki hit napisać... Dla niewtajemniczonych - erotyczna powieść taka niby (ostra momentami, ale jak ktoś lubi to niech spróbuje, chociaż jak jednak polecam klasykę, a nie jakieś nowoczesne nastolatkowe sado-macho....), ale coś tam ma w sobie... chyba. Nic to. Czytam i się wkurzam dalej.
|
Archives
October 2014
|