Dido kiedyś taką piosenkę śpiewała. A my mamy piasek jeszcze nie tylko w butach... WSZĘDZIE ;). Nawet poranne szorowanie Synka nie do końca dało efekt. Ale co tam, przynajmniej cudny weekend sobie przedłużymy wspominkowo. Upał jak w tropikach. Siedzę i się klimą chłodzę. Tata walczy na działce. Nie wiem skąd ma siły... Chodnik i elewacja gotowe. Kamyczki w tym tygodniu Tatuś zakończy. Logo już wisi. Jeszcze chwila i działamy ;). Synek w pracy Ciociom opowiada, że był na rybach i na plaży!
Zatłoczone plaże nad polskim morzem? Mamy na to sposób! Plaża w Lubiatowie (chyba wejście 37 albo coś takiego, trzeba przejść obok pola namiotowego) - trzeba wprawdzie kilometr przejść, ale efekt luksusu pięknej i luźnej plaży gwarantowany. Inne takie plaże między Łebą a Władysławowem, to podobno: Sasino-Stilo, Białogóra, Czołpino. Artykuł o plażach bez tłoku w Takie Tam / Travel. Synka tak szczęśliwego to chyba jeszcze nie widziałam. Trochę się martwiliśmy, że zwariował ze szczęścia ;). Biegał, skakał, turlał się, krzyczał, śmiał i niewiadomo co jeszcze. Super fajnie było i nam się podobało, ale Kubuś po prostu w siódmym niebie. Później przez przypadek Dni Jakubowe w Lęborku, wyczesana kolacja w restauracji Różna i powrót do Ostrzyc.
Mamusia najpierw nie wiedziała o co chodzi, później martwiła się, że coraz mniej dziecko swoje rozumie, aż w końcu przy "pikabu" poszła po rozum do głowy i zajarzyła, ze to może być język angielski, a nie polski po prostu!!! Dwa razy lekcje angielskiego w żłobku mają, więc coś w tym może być. Poprosiła więc o konspekt z zajęć i się okazało, że rację Mamusia miała i Synek po prostu, najzwyczajniej w świecie po angielsku zaczął do nas gadać, śpiewać, wierszować i takie tam. Czad niezły. I dziwnie i fajnie. Super się cieszę, ale chyba w jeszcze większym szoku jestem ;). Całą drogę na Kaszuby (kwatery nad morzem nie znaleźliśmy, więc do Ostrzyc się wybraliśmy i nad morze dojedziemy sobie - super miejscówka, śliczne jeziorko i fajny klimat, a po drodze zaliczyliśmy na chwilę Szymbark i tam zdecydowanie wrócimy jutro albo pojutrze, bo też fajna miejscówka i jest gdzie połazić i browar swój mają - i podobno takiego to Tatuś jeszcze nie pił pysznego ;)), Synek śpiewał nam piosnkę, w której robi się "akuku" w wersji angielskiej, czyli "peek-a-boo", więc zasłania oczy rączkami i mówi "peek-a, peek-a, peek-a" i rozchyla rączki i krzyczy "boooooo" ;). Slow slow fast fast i inne takie tam też w piosence są, więc naprawdę wyraźnie i ładnie mówi, tudzież śpiewa. Szok powiadam. Nie wspominam już o hello, good bye, bye-bye i innych takich tam... Master i tyle.
Synek został dzisiaj członkiem lokalnej Biblioteki. Dumny jak paw, chodził z kartą i pokazywał wszystkim, że ma kartę do biboteki. Książek dużo było ciekawie pooglądać, ale jeszcze fajniejszy okazał się kącik zabaw dla młodych czytelników ;). Książki wypożyczone (Mamusia też się przy okazji na coś starszakowego klasycznego załapała), czarna seria przerwana, w super humorach drałujemy do domu. Mamy nowe klocko-guziczki do wtykania w tablicę, więc już musimy biec. Pa! PS. Wizyta w bibliotece miała też swoją ciemną stronę... Akurat na siku, toaleta była zajęta i musieliśmy drzewo na zewnątrz zaliczyć, ale Synek tak się spieszył, że posikał sobie buty, skarpetki, spodnie, majtki, a Mamusi torebkę... Co tam, wiedza łatwo nie przychodzi nie? Trzeba się postarać i zaliczyć kilka wpadek ;). Wiadomo, że każda seria poprzedza jakąś inną... więc spokojnie, nie nerwowo. Wczoraj zamknięte muzeum, dzisiaj biblioteka... Tylko spokojnie, nie poddajemy się, jutro spróbujemy znowu.
I inne takie tam.... "nie, bo nie", "poczytam Ci Mamo", "jestem duzy", "na razie nie chce kosulki, wies?", "bede golasowym gościem", "dwa, cztery, raz, osiem", "takie głupotki gadam sobie wies?"... Gada całymi zdaniami, teraz już rozbudowanymi baardzo, nie można za nim nadążyć... gada w żłobku, w furze, w domu, wszędzie, ze wszystkimi, o wszystkim, nie jakiś tam słowotok i głupoty, krótko, zwięźle i na temat. A tematów dużo już Synek ma. Żeby miał jeszcze jeden, to go do Muzeum Narodowego zabraliśmy. Poniedziałek - zamknięte... No to już se k...a polatałam... No to do kawiarni obok muzeum - mega wypas - Cafe Lorentz, polecamy.
Ale zanim dotarli do nas Cyryl, Albert i Maksym, dokonał się klasyczny weekendowy chill out oraz okazało się, że Synek podobnie jak Tatuś jest wielkim fanem Air Crash Investigation...
Nic nie robić, nie mieć zmartwień
Chłodne piwko w cieniu pić Leżeć w trawie, liczyć chmury Gołym i wesołym być Nic nie robić, mieć nałogi Bumelować gdzie się da Leniuchować, świat całować Dobry Panie pozwól nam Czyli takie tam rozmyślania w trakcie wąchania skoszonej trawy. Lubimy tą naszą "działkę" :). Synuś dzisiaj pierwszy raz zasiadł z nami do stołu i zagrał w domino. Nawet prawie 3 partyjki. Później stracił cierpliwość, ale jak na takiego małolata, to nieźle potrafi się skupić. Domino oczywiście dziecięce, a nawet dziecięco-chłopięce - w brumy ;). Ile to radości z tych rodzinnych rozgrywek... teraz ja mamo, nie ty, Tatuś szukaj koparki... itp itd, ale głównie słychać było teraz ja teraz ja ;) Mamusia tylko ma nową "fryzurę" czytaj kolor, blondynka pełną gębą ;). Tatuś wystrojony od samego rana (nawet ŻELAZKO było w użyciu - wiecie taki sprzęt do prasowania :)), bo na sesje zdjęciową z projektantami jadą, co by w katalogu firmowym i na stronie w pełni profesjonalnie wyglądać! Tylko Synek haruje...
Jeszcze niewiadomo jak zamawiać, a już pierwszy klient się szykuje do zamówienia!!! Pierwsze koty za płoty! A Mamusia w ramach celebracji, na obiad zrobiła małe nic... A skąd mogłam wiedzieć, że sukces będzie trzeba świętować??? :):):). Gratulacje Mężunia, Synek też się cieszy, bo "lubi miekie siany" ;).
Głupawka wtorkowa. To była NASA, pytali jak się klei na Atlasa... Synek wstał zaraz po Tatusiu, czyli koło 6 rano... Nie zwyczajna jestem... Dopiero 10, a ja się czuję jakby dzień miał się ku końcowi... Tatuś walczy w Piastowie z chodnikiem, ja mam całą "to do" listę, ale słabo mi się chce, Synek w robocie (nie chodzi już absolutnie do żłobka, tylko do pracy do żłobka, i to szybko rano muszę się zbierać, bo "brumy i dzieci i ciocie czekają", no jasna sprawa nie...?:)). Z hitów Synkowych "Co Ty tam masz? Biustonosz. Co? Biustonosz. Nie wiem co Ty tam masz... A cycuszki masz? Mam. Nie wiem co Ty tam masz...". "Obraziłem się na Mamę. Nu nu nu Mama." A ostatnie dni, to częste użycie "chyba tak" lub "chyba nie" lub po prostu "chyba"... I moje ulubione także "CO TO SIĘ NAZYWA MAMO?". Poza tym nastał ten dzień kilka dni temu, kiedy usłyszeliśmy "cholela jasna", "kułwa mać" oraz "fak". Za pierwszy hit ja jestem odpowiedzialna, za dwa pozostałe Tatuś, a jeden "gupi pan" pozostaje bez winowajcy... PS 1. Powtarzalność zajęć mierzi okrutnie (żeby nie użyć brzydszego słowa...) - sprzątnie, pranie, mycie naczyń, gotowanie i tak w kółko. Oby w przyszłości naukowcy coś w tym temacie wymyślili, bo zbzikować można.... PS 2. Julka ćwiczy sztuczki różne i daje nieźle popalić. Głównie w nocy jej się zbiera na igraszki... Kopie jak cholera. A co to będzie później??? PS 3. Jeszcze mi się przypomniało... "Synku może być ten sklep? Może być ten. Ok."...
żeby sprawdziła, czy za ogólnym zagileniem i takimi tam, nie stoi żadna poważniejsza infekcja. Wszystko w porzo, nawet Pani Doktor po rzuceniu okiem na mój brzuch stwierdziła, że Synek do pracy może wrócić ;). Hura! Obydwoje się cieszymy przyznać muszę ;). Pani Doktor jak zawsze Synka wychwaliła, Synek się zaprezentował z najlepszej strony (łącznie z pokazem jazdy kaskaderskiej na swoim rowerku), zaopiekował się przychodnianą lalą, napił wody z magicznej maszyny wodowej ;), a następnie udał się do domu, gdzie wieczorową porą wraz z Tatusiem się ogolił... Ulubiona ostatnia czynność...
Się zaczęło... porządki te duże i te małe... mebelki, kolorki i co by tu jeszcze? ;). Mamusia szykuje się do zostania podwójną Mamusią, wije gniazdko rodzince, a w szczególności Córeczce ;). Może jeszcze nie do końca wije, ale powoli koncepcje knuje. Niewiadomo co gorsze ;):):). A Synek w swoim żywiole na świeżym powietrzu. Sika gdzie popadnie i widać, że sprawia mu ta umiejętność mega radość ;). Siedzimy sobie razem, bo zagilony jakiś strasznie, więc przerwa w żłobkowych działaniach. Do odwołania. I nie powiem, żeby Synek był zadowolony. Do pracy woli i tyle... A ze spaceru Tatuś nas musiał odholować, bo upał jak cholera i Mamusia padła przy stawie z kaczkami ... ;). PS. Misie na łóżeczku, to rekwizyty niezbędne - rodzinka 4-osobowa ;). Tatuś Puchatek duży, Mamusia Miś Biały, Synek Bury, Córcia Julcia Mały Puchatek. Ostatnio doszedł Krecik i Zibi, ale Synek ich roli jeszcze nie określił... Ćwiczymy namiętnie, co by Synek z zazdrości nie oszalał, jak się Julcia urodzi. Pani psycholog mi powiedziała, że martwić to się będziemy jak nie będzie okazywał zazdrości, więc szykujemy się, że jak każdy powiększająca się rodzina, przez fazę zazdrości przejść będziemy musieli. Ale wiemy jak sobie życie ułatwić i Synkowi pomóc, więc roboty pełne ręce, a Misiowa rodzina świetnie się sprawdza. Od doświadczonych Sąsiadów dorzucimy zakup maskotki od Kubusia dla Julci i od Julci dla Kubusia ;).
Dzień zaczął się od samodzielnego doboru i ubioru bielizny... Stąd tygrysie stringi na tyłu Kubusiowym ;). Oj ile to się trzeba nastarać, że śmiechem nie wybuchnąć przy tych samodzielno-samobójczych próbach... :). Później też mniej wesoło nie było... Golasowy gość jestem hihi. Figury z Ewą (czyli to rzucanie się po trwaniku). Chill out na leżaku tudzież na ławeczce. Ujeżdżanie kucyka (Montana się zwał) i tym podobne hulanki i swawole.
Independence Day w Stanach, a u nas Noc Bez-Sikania!!! Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Kilka dni i już po wszystkim. Zaczeliśmy od 6 sików w nocy, a zeszliśmy do zera. Brawo Synku, dzielny jesteś taki, że Mamusia z podziwu wyjść nie może. I żeby zupełnie już po dorosłemu było, to Tatuś Synkowi zmontował łóżko dla doroślaków! Oj, ale duma była, a jak się Synek przymierzał, jak kombinował. Oj beret spada ;).
Czyli mega ognisko na Ogrodowej. Palimy gałęzie i inne skarby na działce i powoli, krok po kroku czyścimy teren. Zostało jeszcze sporo roboty, ale już bliżej końca niż dalej. 3 tygodnie i będzie można KLIENTA zaprosić ;). Synek wniebowzięty. Przestrzeń dobrze mu robi. Biega jak szalony, robi sok z piasku, ale głównie kosi trawę swoim wózkiem-kosiarką. A w przerwach popija coca-colę.
Kontynuujemy akcję odpieluszkowania nocą ;). Lekko nie jest. Synek najpierw zasikuje swoje łóżeczko, a później nasze. Jest postęp, bo już tylko dwa razy w nocy, więc patrzymy z nadzieją w przyszłość. Ale póki co, Mamusia głównie całe dnie pierze. W międzyczasie tworzy bazę biznesową, co byśmy mogli przygotowani w teren ruszyć, jak już Tatuś będzie miał wszystkie materiały promocyjne FLUFFO swojego wspaniałego.
|
Archives
October 2014
|