This is your new blog post. Click here and start typing, or drag in elements from the top bar.
0 Comments
Ręce do góry, pa pa, kosi kosi itp itd - wielkie mi aj waj, umiem i się wcale nie chwalę...2/25/2012 Narodnyje gulianie w związku z Maselnicą, Gorki Park dawno nie wizytowany. Synek w niebo wzięty, dzieci, hałas, tłum, szaszłyki, bliny, pifko, tradycjna fiesta w rosyjkim wydaniu. Jak się bawić, to się bawić. Zgodnie stwierdziliśmy, że my Polacy to słabo rozwinięci jesteśmy w tym temacie... Tylko się uczyć od najlepszych. Synek postępy robi dnia każdego. Ręcę do góry ostatnio podnosi, więc jedzone chlebki lądują na główce, ale są też plusy akcji ręce do góry - pomoc przy ubieraniu! Grzecznie rączki podnosi do ubierania ubranek wszelakich, chociaż nie bez skwaszonej minki, no bo przecież nie lubi się ubierać, a już najbardziej w zimowe ciuchy... Dziecko lata i ciepłych krajów... Kosi kosi łapki już opanowane do perfekcji, ruchy taneczne przy Tridulkach się zaczęły pojawiać oraz coś a la pa pa ;). Maja Niania ćwiczy Synka dnie całe i przyznać trzeba postępy są, a Synek cały szczęśliwy i uśmiechnięty. W końcu laska kolejna do czarowania... PS1. Maslenica – gorące święto w zimnej Rosji. Historia Maslenicy sięga czasów pogańskich. Było to święto na cześć słońca, pożegnanie zimy i przywitanie długo oczekiwanej wiosny. Obecnie Maslenica ma wydźwięk bardziej religijny, są to prawosławne ostatki i przygotowanie do Wielkiego Postu. Celem tej uroczystości jest pojednanie z bliźnimi i wzajemne wybaczenie sobie krzywd. Podczas Maslenicy odbywają się także liczne koncerty, festyny, kiermasze i wszyscy objadają się pysznymi rosyjskimi blinami. PS2. Synek się też nauczył groźne miny robić i generalnie ciągle udaje killera... Lubi też kremy, pielęgnację ciała, biżuterię, ciuszki, fatałaszki i takie tam... Tatuś ciut się martwi, co z niego wyrośnie? :):):). PS3. Ostatnie zdjęcia - tradycyjne już pakupki w supermarkecie, tym razem a la rozbój w biały dzień... a na koniec kurczak na ostro z warzywami w cienkim cieście, czyli lawasz po ormiańsku! Mniam! Dzień wolny od pracy, bo przecież jest dzień chłopaka... Znaczy się Dzień Obrońcy Ojczyzny... Maję zaprosiliśmy, a my się na chwilę wyrwaliśmy. I tak oto magazyn z zabawkami zaliczony i prezenty dla Synka kupione. Lokalna knajpa Central Park Cafe obczajona - szkoda prądu... A obiadek zjedzony w superanckiej lokalnej także stekowni Cowboy, czy coś takiego podobnego. Ranczo w lokalnym klimacie, ale jedzenie mniam. Po powrocie do domku atrakcji moc... Synek potrafi się już cieszyć jak cieławiek, kiedy dostaje prezenty. Macha rączkami, śmieje się, oczy wielkie rąbi i całym sobą oczekuję na rozpakowanie podarka... Oj, ale słodycz powiadam Wam... PS. Chyba nie wklejałam nigdy zdjęcia przykładowego rosyjskich upodobań samochodowych... A więc chodzi o to, że fura musi być wypasiowa i "szyta na miarę"... Znaczy się pomalowana na wypasie... Mnóstwo takich jest i co jedna to lepsza... Głównie dzikie zwięrzęta tudzież zwierzaki domowe... Czad co? Jeżeli możecie sobie wyobrazić jeszcze większy absurd niż Cyrk Monty Pythona, to będzie to i tak pikuś w porównaniu z tym, co się wyprawia w naszych pracowym cyrku. Lepiej się już zakręcić rzeczywistości nie da... Zamotane tak, że nikt nic już nie kuma i tak jedziemy wszyscy na jednym wozie w nieznane... Czuje się jednak w powietrzu, że upadek bliski, bo przecież tak długo się nie da... ;). Oj z tego wszystkiego to już tylko śmiać się można. Z mega stresu, nieprzespanych nocy i utraty wiary w siebie wpadłam w fazę, "o rany ale jaja"... i czekam co będzie dalej... Czy ja narzekałam na macierzyńskim i chciałam wracać do pracy? Jaka ja głupia byłam... ale nic to, problemamy dzielić się nie będę, bo podobno albo nikogo to nie obchodzi, albo cieszy się, że komuś jest gorzej :):):). Naprawdę tak jest??? Ratunku! Oby nie.... PS. Synek nauczył się dziwić.... i po raz drugi w życiu swoim odnalazł fiutka i odkrył, że można się nim zabawić... ma lustrzycę (wielki brzuch przez któy trudno jest dostrzec stopy, o fiutku nie wspominając...), więc łatwo nie jest, ale namiętnie próbował nową zabawką się zabawić w czasie zabaw kąpielnych... Ubaw podobno po pachy. Mamusia jak zwykle w pracy, więc tylko z opowieści może korzystać...
Najpierw ciężko było, bo przecież ubieranie się jest bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne... A później już pięknie było. Galeria jak się patrzy, fotki super, jak obrazy malowane prawdziwie. Synkowi się podobało, później się nudziło, więc Mamusiną buzią się głównie interesował, trochę poziewał, przekąsił małe co-nie-co, podłogał wypolerował i gotowy już był do spania. A wieczorem Rodzice mieli ambitne plany łyżwiarskie i nie tylko. Skończyło się na realizacji planów 'nie tylko", czyli gastronomia na kawkę i gastronomia na kolację... Na łyżwy pojechaliśmy i nawet z samochodu wyszliśmy i nawet kawałek przeszliśmy, ale tak zimno było, że biegiem wróciliśmy do fury i udaliśmy się na zasłużoną wieczerzę w stylu typowo rosyjskim, czyli sushi... (knajpa Oki Doki - na raz ok, na drugi raz już nie). PS. Fotki autorstwa Christophera Burketta, trochę szalony koleś chyba i fotki trochę monotematyczne, ale warto było się odchamić ;).
Tatuś zrobił takie pyszne owoce z morza, że Synek walczył jak Lew o każdy kawałek z Mamusinego talerza...
Dzisiaj firmę obiegła czarna wiadomość... Przy porodzie zmarła nasza koleżanka. Chwilę temu z nią gadałam, dotykałam jej brzucha. Zaraz jak przyjechaliśmy do Rosji pomagała mi w wielu rzeczach związanych z przeprowadzką, nowym biurem itp itd. Ostatnio pracowała w nowym dziale, widywałam ją prawie codziennie, długie piękne włosy, piegusek, nowy wymiar szczęścia na twarzy od kiedy dowiedziała się, że zostanie matką, uśmiech od ucha do ucha, przeszczęśliwa, z piłeczką zamiast brzucha, podpytująca o moje doświadczenia z Małym... Pełna współczucia, kiedy opowiadałam o ciężkich początkach, szpitalu i tak dalej... Jak głupia byłam, ile szcześcia mieliśmy i że finalnie wszystko się dobrze skończyło. A tu masz... 21 wiek... Olga jedzie rodzić i już nie wraca. Mówią, że nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Drugiej szansy nie będzie. Na świecie została Varvara, cudna mała dziewczynka, która świat będzie poznawać bez Mamy. Dziękuję Bogu, że Mały jest z nami, że ja i Paweł jesteśmy razem, że możemy iść przez życie razem. Oby nasza droga była długa i szczęśliwa. Egoistka? Chyba zawsze takie tragedie przynoszą najpierw ból i współczucie, a zaraz potem strach i lęk o swój własny żywot. Człowiek po prostu. Zły? Nie po prostu ludzki człowiek... trzęsidupka oddychając z ulgą, że tym razem to nie on, że to jeszcze nie jego kolej... Tak czy inaczej wszyscy stoimy w kolejce i prędzej czy później przyjdzie nasza kolej. Oby później niż prędzej...
Kubuś się nauczył i pięknie pokazuje! Uśmiech od ucha do ucha, "patrzcie Starzy jakie ja jestem super baby!". Naszym super baby od poniedziałku zajmuje się Niania Maia. Super pozytywne pierwsze wrażenia, Kubuś zachwycony, Tatuś nareszcie ma chwilę dla siebie, tylko Mamusia dalej w czarnej głębokiej dziurze korporacyjnej tkwi i próbuje się wygrzebać... ;). Chociaż tyle, że basen dzisiaj zaliczyła. Dietę też staram się trzymać, ale średnio to wychodzi. Tak czy inaczej 5 kilo zgubione. Siama to zrobiłam ;). U Was jak? Gra gitara? Jak nie gra, to biegusiem niech zagra, bo szkoda życia na ciszę ;)... się pracoholik wypowiedział... PS. Fotka - friends forever... Nierozłączni przyjaciele... Kubuś i Misio Smrodek... Nasz Mały Sherlock Holmes. Każdego ranka sprawdza namiętnie stan całego miekszania, analizuje zmiany i sprawdza co i jak. Co Starsi przez noc smajstrowali, tudzież co inne krasnoludki w nocy wyprawiały... Holmes i Watson w jednym... Nic nie przegapi. Cudo małe. Rozgadał się na całego. Szczególnie w knajpie, na całe gardło coś tam opowiadał wszem i wobec... Siedzonko przy stole dla dorosłych całkiem pasuje, ale tylko na chwilę. Jak u Starszych na stole pojawia się ich żarełko, to krzyk jest w niebogłosy, bo przecież Synek też musi spróbować... Makaron w stylu azjatyckim jedzony rączkami, omlecik a la sushi. Wszystko jest smakowite, nieważne, że uczula, spróbować trzeba... W domku zabawy rodzinne, fajna, ciepła, spokojna niedziela... Szkoda, że już niedziela... Synek w kąpieli - okropna dziura co pożera wodę nagle stała się bardziej straszna i chwilowo trzymamy się od niej z daleka... nigdy niewiadomo z taką dziurą... może być równie groźna jak pralka... Oj...
Tatusiowy koszmar z dzieciństwa powraca. Rajtuzy.... Synek póki co wcale nie narzeka, ale Tatuś na sam widok rajtek ma stres... ;). Dzień shoppingowy. Najpierw godzina w samochodzie, bo nieopatrznie chcieliśmy się zapuścić gdzieś dalej i zapomnieliśmy, że to przecież Moskwa... Probka nas złapała, więc czym prędzej w drogę powrotną się udaliśmy do sklepu niedaleko domku. Mini zakupy zrobione, jedzonko pyszne zaliczone (zupka z zielonego groszku z miętą wzbudziłą u Synka niezwykłe emocje... tak się awanturował i buzię szeroko otwierał, że musiałam się podzielić...). Dzień interesujący dla Synka niezwykle. Dziwy same, aż w końcu z tego wszystkiego nawet beret spadł i chaos centrum handlowego w ogóle nie przeszkadzał... ;). Mamusia nawet w dobrej formie. Cuda jakieś... kac gigant się nie przytrafił niewiadomo dlaczego? Nie będę dociekać, tylko się nacieszę dobrą formą ;). PS. Rosjanie nie odpuszczają. Protesty trwają. Putin won... Mamusia się zbierała jak sójka za morze. Tydzień dłuuugi i ciężki, najchętniej by się walnęła do łóżka i nacieszyła piątkiem. Niestety przyjęcie noworoczne wzywa. Nie wypada się nie pojawić. Akcja ubieranie ciężka, bo rozmiar duży i Mamusia średnio się w nim czuje, ale nic to, z pomocą Tatusia dała radę. Niby na chwilkę, ale jakoś tak się przeciągnęło i tuż przy wyjściu w ekipą mocno pijącą, zaliczyłam kilka szybkich pożegnalnych. Błąd to był niewątpliwie... Dobrze, że się w ostatnim momencie ewakuowałam, bo byłoby wleczone... Biedny Aleksiej... Droga powrotna lekka nie była... Ale udało się dotrzeć i to nawet na własnych nogach... Tatuś trochę łacha podarł, ale Mamusia nie była już w stanie skomentować... Noc pochłonęła ciało me, a w głowie koło fortuny, wszystko się kręci, tylko zatrzymać się nie chce... Łatwo nie będzie przetrwać ... ;). I znowu trzeba powiedzieć: więcej nie piję! Z ręką na sercu! Jak tylko to przetrwam, to naprawdę już będę ostrożna!!! I tak oto historia zatacza koło i do zobaczenia następnym razem ;). PS1. Zapomniałam powiedzieć, że w maju w Polsce też będziemy, bo przecież Agatka ma komunię!!! Czas... wiecie co robi... PS2. Z Mamusią trochę jak z tym kotem... "zostawisz kota na weekend w domu i masz".... Kubuś Puchatek Kubuś nie tylko otwiera i zamyka wszystko co się da. Kąpanie Synka ma teraz zupełnie nowy wymiar... Po pierwsze korek w wannie okazał się niezwykle interesujący, można go wyciągać i wkładać i wyciągać i wkładać i wyciągać i wkładać i wyciągać i wkładać... Po drugie woda lecącą z kranu wygląda jak strumyczek i podkładając pod strumień usteczka można się napić "przepysznej" wody.... Czasem się człowiek zakrztusi, ale co tam, chwila minie i można dalej korzystać z dobrodziejstw natury (tej moskiewskiej... średnio krystalicznej...). Po trzecie jak się mocniej wali rączkami w wodę, to mocniej pryska (i wszyscy po równo są mokrzy... i delikwent w wannie i Starsi ślęczący przy wannie...) i głośniejsze odgłosy wydaje. A już najfajniej jest zaczepić Mamę i Tatę szybką akcją rytmiczną uderzając o taflę wody i patrzeć jak Rodzice wtórują rytmicznie uderzając o wannę... Oj zespół jak się patrzy... (czytałam, że dzieci na tym etapie różne rzeczy robią ćwicząc rytmikę, np. uderzając głową o ścianę i inne twarde rzeczy, tudzież kołysając się wprzód i w tył... więc chyba nieźle, że Małemu póki co walenie rączkami wystarcza...). A po czwarte i ostatnie, koniec kąpieli dostarcza więcej radości niż cokolwiek innego... WODA UCIEKA DO DZIURY!!! Łapać ją trzeba... rączkami, nóżkami zatykać dziurkę i w ostatnim akcji desperacji buzią próbować wodę zatrzymać, tudzież dziurę zasłonić.... Oj... co ja Wam będę opowiadać... To trzeba zobaczyć... Nakręcimy filmik to się podzielimy ;). Mały niedługo kończy roczek, więc będzie trzeba opić te wszystkie sukcesy ;). Na tę okoliczność planujemy Polszę odwiedzić. Się nieźle składa, bo 8 marca (Dzień Kobiet) wolny jest od pracy, więc się prawie z 13 Marca Kubusiowym urodzinowym dniem pokrywa. I jeszcze z newsów Tomek i Kasia z Legnicy zdecydowalli się na kolejny krok w życiu swoim i postanowili się połączyć węzłem małżeńskim! Się super ucieszyliśmy, bo kibicujemy im bardzo. Także kolejny wypad do Polski już też zaplanowamy. 30 czerwca, więc może jakiś mini urlop sobie zrobimy. Pożyjemy zobaczymy. Weekend majowy zostajemy tutaj i może gdzieś się wybierzemy? Odessa? Rostov? Karelia? Bajkał? Kanapa i posiedzieć na dupie? Chyba nie... Może w innym życiu ;). PS. Poniżej kilka hitów na temat pogody, dalszych poczynań obywateli rosyjskich mających na celu zmuszenie Pana Putina do dymisji (naiwność się to nazywa, czy jazda bez trzymanki prosto w kierunku syberyjskim...), sytuacji korkowej na dzień dzisiejszy (10 na 10, jechałam godzinę, więc do Vlasova byśmy jechali 3 godziny...). A na deser klasyczna reklama garniturów z Bytomia :). PS. 2 A jutro CO? NO CO? No nic... PIĄTEK!!! Mamy wielkie przyjęcie noworoczne "we" firmie, więc będę się musiała pokazać niestety. ale zamierzam się bystro ewakuować, co by się weekendem nacieszyć... tym bardziej, że znowu coś tam będę musiała popracować....
Portret kobiecy
Musi być do wyboru, Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło. To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby. Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare, czarne, wesołe, bez powodu pełne łez. Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie. Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno. Naiwna, ale najlepiej doradzi. Słaba, ale udźwignie. Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała. Czyta Jaspera i pisma kobiece. Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most. Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda. Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem, własne pieniądze na podróż daleką i długą, tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej. Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona. Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi. Albo go kocha albo się uparła. Na dobre, na niedobre i na litość boską. Wisława Szymborska (ur. 2 lipca 1923 w Prowencie, zm. 1 lutego 2012 w Krakowie) |
Archives
October 2014
|