Dziś Mamusia odpuściła jazdę samochodem. Jakoś tak już nie na siłach za bardzo. Wybrałam się więc po Synka taksówką, dużą taksówką. Synek w niebo-wzięty ;). Siedział w trzecim rzędzie i rządził. Do Pana kierwcy zapodał: "nie tak szybko!!! Bo będzie wypadek. I mandat. Pięćdziesiątką można tylko!". PS. A teraz z perspektywy już wiem dlaczego
0 Comments
Kochani! Fanpage na Facebooku https://www.facebook.com/fluffo.fabryka.miekkich.scian i strona internetowa http://fluffo.pl/ WISZĄ W SIEC i czekają na WAS! Na razie się promujemy wśród znajomych i przyjaciół oraz mamy ogromną prośbę! Jedna i druga strona jest jeszcze "w robocie", więc rzućcie okiem czy nie ma jakiś mega byków, błędów, czy wszystko działa, czy wszystko się pojawia itp itd. Jeśli coś zauważycie to dawajcie znać do końca tygodnia i będziemy ulepszać ;)!. Ale mam nadzieję, że za dużo poprawek nie będzie, bo takie ładne Tatusiowi to wszystko wyszło ;). AAA i najważniejsze. Dziś podobno jak Cię nie ma na Facebooku, to znaczy że Cię nie ma więc proszę WAS BARDZO O KLIKANIE "LIKE" czyli polubienie nas :). Będziemy wdzięczny, a wieści w sieci szybko się rozchodzą ;). Buziaki PS. 38 tydzień, byłam u lekarza, Julka się nie wybiera jeszcze na świat...
A realizacja zamówienia numer 1 wygląda tak (prawie skończona ścianka). Drugie zamówienie dotarło na miejsce, a trzecie się robi. Siatka dystrybucyjna się rozszerza, Tychy i Łódź wchodzą do gry. Suma sumarum biznes się zaczyna kręcić ;)!!!
Ale co tam :). Trzeba, bo już lada chwila, lada dzień.... Czyli pokoik Julki, część setna... Kolejne przestawianie mebli, ale tym razem grande finale! Mamusia wreszcie zadowolona, a Tatuś odetchnął z wielką ulgą ;). A Synek jeździ ciuchcią i udaje maszynistę... Misie jadą w wagonach.... Pokoik Julki zaczyna wyglądać fajnie (jak zakończę działania - TATUŚ WISI MI jeszcze miękką ścianę!!!! - to się podzielę oczywiście fotkami), a Synek przygląda się temu niezmiennie z pewną dozą nieufności... tudzież nieśmiałości. Dziś jednak coś się zmieniło, bo zapytałam go, czy myśli, że Julka jakiś prezent mu przywiezie? Dostał wypieków i zaczęło docierać do tej masy zwojów mózgowych, że może i na tej Julce jakiś interes by zrobić. Rzekł więc z prostotą "Taaak przywiezie. A może dwa?".... No może Synku... Czyli jeszcze jedna wizyta w sklepie z zabawkami mnie czeka... A już myślałam, że oprócz wizyty w IKEI, mam wszystko z głowy... ;)... NO cóż... Dzień dziś cudny. Pogoda przepiękna. Spacer wspaniały i cały stos ślimaków... cała szyja mnie boli od lampienia się na ziemię i wypatrywania skorupek ślimakowych... Rany Julek o co kamon z tymi ślimakami i kiedy to się skończy?.... PS. Poniżej właśnie sesja z dzisiejszego tarzania się w liściach... dobrze, że kupa się żadna nie trafiła, bo niezły byłby zong....
Jesienne Skarby Synka zdobią mieszkanie to tu to tam. Szyszka z piójkami (piórkami, Synek mówi też nasz tiójka, czyli nasza trójka ;)) to paw jakbyście nie wiedzieli... Miał jeszcze oczy z jarzębiny, ale Kubuś je wydłubał... Chłopaki rządzili dzisiaj dzień cały niemalże na mieście i przywieźli nawet kwiaty dla Mamusi. Synek wybierał i był cały dumny. A wieczorem sesja brzuchowa... O Boże już niedługo będzie trzeba dietę cud zastosować, bo jak zostanie to duże co nie co po porodzie, to zdjęć już żadnych nie pozwolę sobie zrobić! WIELKA Katarzyna ;).
Fajnie, że piątek i fajnie że taki ładny dzień. Synek w bibliotece dzisiaj wyjątkowo nie bardzo miał ochotę czas spędzać, więc czym prędzej udaliśmy się na brnięcie przez liście. Stąd się nie chciało do domu wracać ;). A w domu nowe zajęcie. Kuba inżynier-konstruktor... A tata bez zrozumienia na wejściu zapytał, czy to rury i czy jest hydraulikiem... Synek fuknął, że to tuby przecież i że on inżynier....
Czyli miękkie ściany Fluffo :). Ścianka ekspozycyjna w Tarnowie! Się rozłazimy po Polsce (znaczy się głównie Tatuś się rozłazi, bo ja rosnę na Głubczyckiej... 37 tydzień zaczynamy ;)). Krok po kroku do celu.
Ciocia Kasia z Grudziądza (oczywiście przecież, że nie z Bydgoszczy... o czym ja myślę??? :) - dziękuję za zmotywowanie do działania ;). W końcu nie znam dnia i godziny, a jak Mała się narodzi, to też pewnie z czasem lekko nie będzie. Tak więc fałdów przysiadłam i zaległości na sumce uzupełniłam. W skrócie wprawdzie, bo sporo rzeczy mi umknęło i pamięć nie ta i notatek brak, ale co tam. Historia jest, fotki są, buziaki ślę. Kiss
"Będę pilotem i ciebie będę woził"... "Jestem tatusiem Julci, wies?"... "Kotek miau, jestem kotem"... i łasi się do nóg i miauczy i tarza się po ziemi... Cyrk na kółkach powiadam. Poza tym ŚLIMAKI! Nowa miłość, namiętna niezwykle.... Na szczęście same skorupki, ale znajduje je wszędzie, trzyma wszędzie, upycha wszędzie i zasypia z nimi nawet. W środku się budzi i ryk, bo miał dwa ślimaki w rękach jak zasypiał, a teraz nie ma... i nocne przeszukiwanie łóżka w poszukiwaniu ślimaków... PS. A poniżej jedna z wielu pasji Synka - PRACA.... bardzo lubi pracować i często powtarza "nie martw się mama, pomogę ci"... i pomaga, a ja w popłochu zamykam wszystkie dokumenty i staram się minimalizować straty... ;).
Wszystkim regularnym czytelnikom sumki uprzejmie donoszę, że jeszcze się toczę ;). Julka nie szykuje się ewidentnie do wcześniejszego przyjścia do świat. W piątek zaczniemy tydzień 37, który jest ponoć miesiącem przełomowym, znaczy się jak się urodzi po 37 to już jest normalny poród, ale nie przedwczesny. Biorąc pod uwagę, że Kubuś urodził się w 30 tygodniu, to ja jednak mam stale usilne wrażenie, że tym razem ta ciąża jest już mega przenoszona... ;););). Ciężko jak cholera i wszystko boli i plecy wysiadają i skóra na brzuchu chyba zaraz mi pęknie i w ogóle takie tam dolegliwości na finiszu... Termin bez zmian 8 listopada, ale ja osobiście biorę pod uwagę 3.11.2013, 11.11.2013 tudzież najbardziej wymarzona data 13.11.2013... Wiem, że sobie mogę palcem w bucie głównie poruszać, ale co tam, dopóki Młoda w brzuchu to sobie będę planować, a co! Wolno mi ;). Przy okazji przepraszam za milczenie i mega zaległości, ale walczymy razem z mężem z Fluffo i roboty po pachy, więc staram się pomóc tam, gdzie mogę, czyli głównie siedzę na telefonie i bawię się w infolinię :). W korpo by się to zwało New Business Development Manager ;). Liczę na to, że zostanę sprzedawcą miesiąca ;). Wzloty i upadki mam, bo jak w każdej branży i normalni i mniej normalni pracują, ale zaletą własnego biznesu jest to, że jak ktoś Ci zupełnie nie leży, to najzwyczajniej w świecie możesz go mieć w dupie!!! Ma na liście kilku z napisem "tych Państwa nie obsługujemy", ale skala problemu na szczęście nie jest duża. Tatuś realizuje właśnie drugie zamówienie i wycenia kilka następnym, więc nieźle to wszystko zaczyna wyglądać. Ze stroną i mini kampanią jeszcze nie wystartowaliśmy, ale już lada dzień, lada tydzień. Fajnie tak działać. A mój podziw dla męża mego ukochanego rośnie z dnia na dzień. Gdzie to sobie w tej głowie tak wymyślił i zrobił. I to sam. Szok. Szacun. Szalalala. ;). PS. A Synek - powtórzyć się nie da... "Mamusiu, zobacz jaki ma milutki nosek nasz Burasek..., ja też mam taki milusi, ale więksy...". Nowa zabawa w żłobku - z Maksiem padają na podłogę i mają wypadek... Będzie też rodził Julcię... W ogóle to jest Tatusiem Julci.... i takie tam hity, których zliczyć i powtórzyć się nie da... I jezcze... - z waskotki zrobiła sie łaskotka czyli maskotka... podział łaskotek na Kubusiowe i te dla Julci – sprawiedliwy przyznać muszę, nawet momentami szala przechyla się na stronę Julki ;). Widać, że Synek nieźle sobie radzi z tematem Siostrzyczki, ale widać też, że są momenty, gdzie męczy go to strasznie. Ciężko Myszkowi kochanemu... Tylko z nami by chciał sypiać, miejsca musi pilnować, bo nie wiadomo kiedy ta Julka się pojawi... Ciocie w żłobku mówią, że i tak nieźle, bo były dzieci, które zaczynały się moczyć, o smoczek prosić, tylko mleko chciały pić, udawały że nie mówią, nie chodzą i w ogóle znowu Dzidziami chciały być... Zobaczymy, może jeszcze wszystko przed nami?
Babcia dzisiaj z nieukrywanym wzruszeniem wracała do domku... Tęsknota już z oczu wydzierała, kiedy patrzyła na Kubusia Wnusia Ukochanego ;)... A Synuś dalej tworzy swe dzieła i od kilku tygodni niezmiennie wszystkie tytułuje "Kuba je zupę"... Tekst do Tatusia "Dobry z Ciebie chłopak Tata...". Tata ma potwierdzone drugie zamówienie, będzie się działo, będzie zabawa ;). Muszelki i ślimaki - ciąg dalszy... Ileż można? Ratunku...
Babcia w niedzielę niestety już wraca do domku, więc na ostatnią chwilę wykorzystujemy jej obecność ;). Teatr i kino, rozpusta powiadam. Mamusia wprawdzie miała kilka kryzysów, bo ewidentnie Julce długie siedzenie w fotelach teatralnych tudzież kinowych nie pasi, ale co tam... Na wypasie wyjście ;).
Roboty po pachy – działka, czyli grabienie liści i zbieranie orzechów (chyba tonę nam się udało zgromadzić...) i manufaktura czyli, robienie najpiękniejszych katalogów Fluffo ;). Nie to, żebyśmy sami tutaj skład tudzież druk robili ;), ale naklejamy naklejki z próbkami kolorów. 30 kolorów, 50 katalogów, 6 godzin roboty... Ale w kupie raźniej i weselej, więc nie stękamy.
Poranek w Teatrze Powszechnym - Lokomotywa. Długo nie zabawiliśmy, bo Synkowi się średnio podobało. Udało nam się jednak wejść na prawie pusty balkon i tu już było nieźle ;). Dzień bardzo aktywny, bo po rozrywce kulturalnej, rozrywka imprezowa, czyli urodziny Miłosza. Chłopak rok kończy, więc nie przelewki ;). Dalsza część dnia, to... Synek jest w szale podarunkowym - tworzy dzieła pod konkretnego klienta i jest niezwykle płodny tudzież naprawdę dobry ;). Tym razem podarek dla Babci, robiony był w dzikim szale (niestety na zdjęciach nie widać), ale się działo... Efekt mega jak dala mnie...(obraz wart kiedyś miliony będzie);). Ośmiorniczki dla smakoszy - Synek też się okazało, że ze smakiem wciągnie jedno. Ja w szoku, czyli to "ble, nie chce, nie lubię", to dopiero z wiekiem przychodzi, dzieci się nie brzydzą. Im starsi, tym głupsi się robimy i takie ble i afe stosujemy... Oj ciekawe to wszystko... A komentarze Synka były takie... "Ośmiorniczki – ja lubię ośmiorniczki, wiesz? Pyszne są, mniam mnia. I nogi krewetki też!"... Reszta to niekończące się zabawy z Babcią - czyli "Babcia biega! Lewie – baw się, lewie – zostaw mnie, tata – ratuj przed lefem, babcia zrób lefa, mama schowaj mnie"... I tak w kółko... Z kanapy wstawać nie trzeba, tylko porządnie zaryczeć a Synek już cały w uśmiechach, krzyku i biegiem do kryjówki (pod stół na przykład...). Poza tym hit Bałkanica nie schodzi z naszych ekranów... "Ja chcę tą bajkę, gdzie będzie się działo i będzie zabawa!"... A już w łóżku – "bonito chiquito, czek, ehe ehe, czkolada ....". Sama nie wiem na co to wszystko wygląda, ale niewątpliwe duch jakiś twórczy, artystyczny w tym jest ;)....
Tatuś wrócił nareszcie ze swej trasy koncertowej!!! Mielone więc Babcia podała! Mniam... U mnie jakoś do przodu, ale generalnie nie śpię, nie wiem już nic… zombi się robię... 35 tydzień zaczynamy. A w telewizorze w ramach Got to the dance – KIZOMBA. Wyszła sobie tak para w średnim wieku i zatańczyli coś tak słodkiego, że w szoku jestem! Co to za taniec taki śliczny??? Kizomba Bracie... Też chcę!!!!
A Tatuś kontynuuje rajd… Tarnów, Kraków, Tychy, jutro Łódź... Nie lubię jak Tatusia nie ma... Babcia jest, niby nie to samo, ale przynajmniej jakoś Młodego i Młodą można ogarnąć... Samej z tym brzuchem to już nie dałabym rady...
Synek już na maska wykurowany, więc pierwszy dzionek w żłobku. Szczęścia za wiele nie było, a wręcz była mała awantura, ale jakoś dał radę. Dzwoniła i sprawdzałam (Mamusia do cholery przecież krzywda mu się nie dzieje, to po co to główkowanie i stresowanie??? widać taki urok Mamusiów...), więc wieści są optymistyczne ;). A tuż po obiadku - NIESPODZIANKA! Babcia i Dziadek przyjechali! Synek jaki dumy przy Cioci w żłobku "A to jest moja Babcia i Babcia" ;). Oj słodzik. Zabawy i takie tam różne, wśród których króluje zespół Piersi... czyli Synek kontynuuje uwielbienie dla Bałkanicy... w kółko będzie zabawa, będzie się działo, będzie radośnie...
Tata rusza w interesach w kierunku Polski południowej, a ja się szykuję do porodu, czyli wizyta w szpitalu u wybranej położnej, Pani Joanna. Bardzo mi przypadła do gustu. I szpital też bardzo (Szpital Św. Zofii na Żelaznej). Zajęło mi to wszystko kilka miesięcy, ale wreszcie decyzja podjęta. No chyba, że przed terminem urodzimy, to wtedy walimy w ciemno na Karową. Długo się zastanawiałam nad różnymi opcjami (głównie przez stres po akcjach z przedwczesnym porodem Kubusia... nie da się niestety tego z głowy wyrzucić), ale teraz już się czuję komfortową i nie zawracam sobie tym głowy. (śmiesznie, bo lekarza mam w prywatnej klinice, ale lekarz znając moją historię pierwszych rodów sam stwierdził, że nie poleca opieka prywatnej, bo jak się coś będzie działo, to i tak mnie odwiozą do państwowego szpitala... więc już lepiej sobie wybrać taki, co nam się podoba zawczasu...). Nie ukrywam (Panowie przepraszam - nie musicie czytać tego fragmentu), że jednym z najważniejszych kryteriów wyboru była procentowy udział nacięć przy porodzie.... Są szpitale nawet z 90% nacięć, czyli tną generalnie z założenia, ale są i takie, gdzie ten odsetek jest malutki. U Św. Zofii dla przykładu około 20% (oczywiście biorąc pod uwagę zdrowe naturalne porody), czyi tną kiedy naprawdę trzeba. Mam traumę do tej pory i przez to poród tym razem naprawdę jawi mi się trochę stresująco... Oj tam koniec tych wywodów... PS. Wracając do położnej - jedyny mankament takiej wizyty, to wypełnienie dokumentów... Półtorej godziny i pytania sięgające niemalże hist
|
Archives
October 2014
|