Przyjechali i cały wór podarków przywieźli. Mamusia na tę okoliczność nawet żurek na zakwasie zapodała. Polską zachwyceni. Ponoć wrócą. Sylwester w Krakowie spędzą. A my może ikrą się zajmiemy? Albo śmierdzącymi rybkami (Tata) tudzież zielonym napojem bogów czyli Tarhunem (Mama)?
I się kokosimy i fajnie jest i super i już za chwilę koniec... Żeby jakoś pustkę po gościach zapełnić, na spacer trzeba wybrać się. Jak widać na załączonych obrazkach, miejsce ślimaków zastąpiły patyki. Patyki różne różniaste i KAPSLE. Kapsle tylko te, które są brudne, najlepiej najbardziej uwalone wśród uwalonych.... Konwersacja: "Niedługo będą Twoje urodziny Kubuś. Kogo zaprosisz?". " Miłosza, Alicje, Ewunię i Antosia. I Jeszcze babcie i drugą babcie i dziadka i wujków. Wujka Michała, Wiesia i jeszcze może wujków i ciocie dobrze mamo?"... I po minucie rozmyślań lista zaczęła się niebezpiecznie wydłużać... Co to będzie? ;).... Będzie zabawa, będzie się działo....
„To jest niemożliwe Mamusiu. To nie dobry pomysł wiesz?”... A chodziło o to, żeby nie gonić zająca... "Niech wilk goni, a my nie. I jeść zająca lepiej też nie. To nie jest dobry pomysł...". „Przewróciłem się pod garażem. Rana straszna. Chciałem jechać do szpitala, ale pomógł plasterek. Całe szczęście wiesz?”... I takie oto historie słyszymy całe dnie ;). Słodko. Dziś Synek po przerwie tygodniowej zawitał do roboty ;). Nie bardzo rano chciał, bo Babcia i w ogóle on woli w domu, ale jakoś dał się przekonać. A po żłobku - cudne dziecko ;). Wybawione, najedzone, wyspane, cud malina! Bo wczoraj od siedzenia w domu, to już naprawdę z mózgiem coś się zaczęło dziać... ;). Oj jak dobrze w "normalności". Jest godzina 20:30, a my już od ponad pół godziny mamy błogą ciszę. Oj się powtórzę, miód malina ;). PS. Z odkryć Julkowych - Julka jest kwadratowa... jak się ją na bok kładzie, to się nie przewraca na plecy ani na brzuch, niczym podpierać nie trzeba... trzyma się sama ;).... Najadanie się po kokardy daje już swoje efekty... ;). Kubuś do pół roku podpierany musiał być w pozycji "na boku"... ;). A jak się jej zamknie drzwi i zostaje sama, to wcale nie śpi, tylko zaczyna puszczać bąki... podpatrzyłam (tudzież podsłuchałam... ;)).
Brother & sister w salonie na bujance podziwiają choinkę ;).... Oj kosmicznie fajnie ;). Trochę mi to czasu zajęło, ale już wiem, jak to wszystko jest i jak będzie wyglądać... Synek to cała Mamusia... Wariat i tyle... Emocje na wierzchu. Ekstrawertyk. Nerwus i świrek. Ale czym by świat był bez niego ;). Nie da się ukryć, że znikąd się to nie wzięło... Co do córci, to zgaduj zgadula... Mina marsowa, spokój, działanie tylko celowe (jak ryczeć, to w konkretnym celu, jak jeść, to po kokardy itp itd), ciut introwertyczna, z poczuciem humoru, ale czasem czarny humorek się trafi, wkurw mega, jak coś niezgodnie z planem wyjdzie i takie tam wszem i wobec znane i kojarzone z Tatusiem Kubusia i Julusi ;)... I jak tu dziecka się wyprzeć. PS. Synek znalazł dodatkową metodę na radzenie sobie z zazdrością o siostrę - każdego gościa (Wujek Andrzej będzie pewnie miał dość "widzenia" z nami przez najbliższe pół roku... Babcia jest dzielna, ale też sił czasem brakuje... ;)) wciąga do jaskini Lwa, czyli swojego pokoju i ma go na wyłączność wypuszczając tylko na siku, kupę, pić i jeść (ale mimo "wypuszczania" delikwenta, nie spuszcza z niego wzroku tak na wszelki wypadek, tudzież po prostu uczepia się nogi ;).... Ale nie robi tego po "chamsku", robi to ślicznie, pięknie i w białych rękawiczkach zadając pytanie, na które nie da się odpowiedzieć "nie": "Wujku (Babciu kochana) pobawimy się w coś w moim pokoiku?".... I odmów tutaj takiemu.... ;). Mamusia jak z Synkiem i Córcią w zeszłym tygodniu była sama, to się wprawdzie do jaskini Lwa wciągnąć nie dała, ale Synek na krok jej nie odstępował ;). W końcu trzeba "towaru" swojego pilnować, szczególnie kiedy w okolicy pojawiają się (tudzież ryczą) ssaki... !
O poranku Mamusię wita Synek słowami (widząc Julkę zaczynającą stękać): "OOOO szuka cycusia! Mamusiu dawaj cycka, bo bedzie płakać!"... Bez komentarza ;)....
Dzień jak marzenie. A mówią, że 13, to wiecie co... I to jeszcze piątek trzynastego.... Nic dobrego w każdym bądź razie ;).A u nas Synek rządzi jak widać, Córcia też, ale cichutko. Miłość panuje ogólnie. Powiem więcej - love, peace and understanding ;). Cisza i spokój, dzieci jak w zegarku, żyć, nie umierać, dzieci rodzić i wychowywać ;). A na obiadek Wujek Andrzej do nas przyjechał i fajnie jest i będzie, bo weekend przed nami. A jutro akcja choinka. Oj jak fajnie. A najfajniej, bo w radiu już grają wlazł krysmys ;). Oj jak lubię ;)... PS. Fotka obok - trzynasty, czyli czekam co się zdarzy... ;). PS. Z zaległych - powiedzonka Synka... Niemożliwie... No co Ty mamo? Mamo Nie żartuj ze mnie. Jak byłem mały to żartowałem sobie. Jak byłem mały zapomniałem rękwiczek i uhaha zmarzłem bardzo. To jest biąły i milutki w dotyku. A to jest jaki kolor? Szybko mi powiedz.... taaaaa. A na koniec moje ulubione słowa często używane: sypalnia (zamiast sypialni) oraz kojban (zamiast kombajna) Tak miło i sympatycznie dzień minął sobie. A wieczorem Ciocia Edi i Ciocia Lew i Wujek Artur i znowu miło i sympatycznie i Julka postanowiła nam potowarzyszyć ;). Stwierdziła, że gdzieś ma spanie, jak impreza za ścianą ;)....
Synek dziś o siostrze swojej, którą usłyszał stękającą... "Oj znowu! Tylko śpi, mleko, mleko, śpi, mleko - śpiąca królewna!".
Synek się obudził z kaszlem jakimś gorszym niż zazwyczaj, więc zarządzono wizytę u lekarza. I tak już z Julką na kontrolę bioderek się wybieraliśmy, więc jedna wizyta w tą czy w tamtą nie robi różnicy.... Zajęło nam to dobrych kilka godzin (Julka najpierw pediatra - skierowanie na USG, USG i wynik dla ortopedy, wizyta u ortopedy) i para z nas uszła już w drodze powrotnej i obydwoje chyba zastanawialiśmy się w co my się władowaliśmy ;). Przecież to jakaś logistyczna masakra ;). Dwójkę ogarnąć - stękam i dalej nie czaję jak Sąsiedzi H. ogrniają czwórkę... czapki z głów ;). Julka wszystko super, Kubuś małe przeziębienie, ale zostanie w domku na dni kilka... Już się boję... ale będzie jazda. Dobrze, że Paweł jakoś firmę może ogarnąć i na odległość i o różnych porach i że może mnie wesprzeć. Ja to mam szczęście z tym gościem. Ojciec zajebisty, mąż marzenie, a przy tym jeszcze oprócz tego, że go kocham, to lubię go bardzo jako człowieka, faceta, przyjaciela... Miłość powiadacie, nie to tata po wypłacie.... ;). PS. Nie odmówię sobie komentarza odnośnie wizyty u ortopedy. Prywatnie. W centrum DAMIANA. ĄĘ niby, a tu DRAMAT a nie szał; 10 sekund i po wszystkim, a na pytanie czy możemy coś z nią ćwiczyć, jakieś zabawy itp - Pan Doktor spojrzał na nas jak na wariatów i rzekł "Jak Państwu się chce w ramach zabawy..." - ale już co i jak chyba nie doczytał, nie douczył, bo zamilkł i słowem się więcej nie odezwał... a my przyzwyczajeni u Ruskich do super rozmów z lekarzami i do dbania o dziecko pod każdym względem, i skupiania się przede wszystkim na profilaktyce, do innych standardów się przyzwyczailiśmy i czego innego od lekarza oczekujemy. Jakbym nie była ubezpieczona i musiała z własnej kieszeni za Pana Doktora zapłacić, to bym się nieźle wkurwiła. A kysz lenie śmierdzące. Do roboty i ludziom na pomoc i z radą dobrą, a nie tylko kasa kasa kasa kasa i byle na obiad do domu zdążyć... Przepraszam wszystkich urażonych, ale wiadomo, że nie do wszystkich i nie o wszystkich. Ale Pan Doktor powyższy niestety wyjątkiem nie jest....
Synek: "Mamusia jest moją żoną! Ty jesteś swoją żoną!", tak oto Synek w złości do Tatusia zasadził (Tatuś się do Mamusi przytula, a Synek przecież zazdrosny ;)). A do Mamusi regularnie (fakt, że ja też tak czasami mówię... więc nie ma się co dziwić...) - "Mamo no co Ty!" (czasami dodaje "Oszalałaś?")... Na angielskim ciągle czegoś nowego się uczą (teraz ciągle słyszymy zachwyty "beautiful"), tak samo na tańcach - już sama nie wiem ile pozycji potrafią, ale wygląda to super jak Mały pokazuje... dziś była pozycja "bocian" ;). Było też tak "ale jestem duży! ja drzwi jestem duży"... a w żłobku jak zobaczył choinkę, to ochach i achach ("ooo choinka! oooooooooooooooooooooo! oooo jaka piękna choinka! oooo choinka - i tak dobre pięć minut), Synek dodał "o i lody na choince, oooo będą lody"... Synkowi szpic na choince się z lokami skojarzył... faktycznie jak się uważniej przyjrzałam, to może i jak lody wygląda... dziecięca wyobraźnia... czasami trzeba być czujnym, bo Synek miesza rzeczywistość z fikcją i nie zawsze wiadomo o co chodzi, jak się czujność straci... Ja na przykład ostatnio się zagapiłam i nie śledziłam toku myślowego i całe szczęście, że Tatuś mnie z opresji wybawił... Synek stwierdził "Tatuś mnie wtedy za tydzień (normalka... za pięć minutek Mamusiu, jutro, wtedy, później, za tydzień, może pojutrze co?...) zabrał i pokazał myszy wiesz?"... I już byłam bliska stwierdzenia, że chyba coś ściemnia, ale Tatuś stwierdził, że tak w mini zoo oglądaliśmy myszki, masz rację i dobrą pamięć"... Myszki sobie dziecko przypominało przy budowaniu samochodu z klocków lego, wieczorową porą, miesiąc po odbyciu wizyty w mini zoo... taaaak. Ale są też historie raczej mało prawdopodobne,, przynajmniej ich część... "Szedłem, byłem daleko, jechałem i nagle bam wypadek, krew, kobita jechała, ioio zapóźniło, noga mnie bolała bardzo i później Mamusia kupiła mi lizaka u Pana Mirka; nie można szybko, bo będzie wypadek i mandat". Taaak... A na koniec jeszcze o tym, jak Synek oprócz recytowania wierszy i wierszyków przeróżnych śpiewa piosenki. Na przykład jedną którą Mamusia ciut nieświadomie mu śpiewa od zawsze tuż po "aaa kotki dwa"... Tak oto Synek GŁOŚNO daje czadu "kocham cię a kochanie moje, po rozstania i powroty, i nagle dzwony dzwonią i CIAŁO MI PŁONIE, kocham Cię, tak, tak, tak... tak"; a z wierszyków Mamusi ulubione dwa, Synek też już bezproblemowo recytuje "proszę państwa oto miś, miś jest bardzo grzeczny dziś, chętnie łapkę Państwu poda, nie chce podać, a to szkoda"..., "na podwórzu jest kałuża, a z kałuży się wynurza, hipopotam powiadacie, nie! to tata po wypłacie"! Dobra. Już.
Zwróćcie uwagę na dzień koloru pomarańczowego - nic nie mogliśmy w domu znaleźć, to Synek sam sobie zrobił z białej koszulki koszulkę w pomarańczowe wzory ;). A fotki z Mikołajem dopiero się pojawią, może w tym tygodniu...
Ćwiczymy fotki nowym sprzętem... Jak widać jeszcze trochę nieudolnie, ale ćwiczenie czyni mistrzem ;). Synek póki co bardziej się na sesje nadaję, bo ma długie aktywności ;)... Julcia jeszcze głównie śpi, je i krzyczy ;). A jak ma aktywność, to nawet się nie zdążę zorientować, bo znowu ziewa i w kimę się udaje... Tylko wieczorami ma dłuższą aktywność, ale ta na sesje się średnio nadaje, bo polega głównie na darciu "japy" ;).... Kochamy Cię Córciu ;). PS. A Synek na spacerze jak widać poniżej kombinacje wariacje i inne takie; głównie biegał i udawał, że jeździ na nartach...
Małe warzywko nasze kochane, a zanim się obejrzymy będzie pannica... Czas leci - Kuba taki DUŻY już, że aż trudno uwierzyć i tak już się tęskni do tego, jak był maleńki i można było sobie do woli przytulać i całować... ;). Teraz już się nie daje "już mamo, wystarczy" (NIECAŁE 3 LATA CWANIAK MA) i po prostu na rękach się nie mieści ;)... Oj Rodzice Świata niewdzięczne czasem to nasze zadanie wychowania potomstwa... A co do córusi - nauczyła się "naganiać" rączkami cycka i pozwala sobie nie na żarty, a że paznokietki ostrawe momentami, to Mamusia porysowana nieźle... Ćwiczy też pierwsze nieśmiałe uśmiechy (no dobra niech będzie, pseudo uśmiechy, tiki nerwowe, ale naprawdę wygląda jakby się uśmiechała - szczególnie jak tata gwiżdże i coś tam mruczy). Na zdjęciach niektórych widać też jak mocno cwaniara trzyma głowę - w sumę od samego początku tak robi, ale widać, że rośnie w siłę, bo coraz stabilniejsza jest (czytaj coraz rzadziej podniesienie głowy kończy się walnięciem dzięcioła o klatkę Mamusi tudzież Tatusia ;)). Mówiąc o tym, że córcia "rośnie w siłę" - rzućcie okiem na ostatnie zdjęcie poniżej - brzuch Julci... Afryka ludzie, Afryka... I jeszcze powiem, że złota dziewczyna, gdyby wieczorem tak nie wyła... ja wiem, ja rozumiem, ja czytałam, ja konsultowałam, ja wiem że to minie, że normalne i w ogóle, ale JAKIE TO JEST WKURZAJĄCE... tudzież stresujące tudzież męczące... taka bezsilna, spanikowana się Matka czuje, pomóc nie może, przeczekać trzeba... Jak Lwica się poruszam i nie mogę miejsca znaleźć... Tatuś nieźle sobie z tym radzi, więc wieczory należą do nich... (a Mamusia do wanny, woda na maksa i nic nie słychać... ;)). Synek też zresztą po prostu się odcina i albo nie słyszy albo udaje, że nie słyszy. Mówi wprawdzie ze współczuciem, że Julcia płacze, ale jak gdyby nigdy nic kontynuuje swoje codzienne zajęcia i zabawy ;). Oj cyrk wieczorny powiadam... ;).
|
Archives
October 2014
|