Radośnie nam, bo Synek śpiewa i recytuje różne różności, a Mamusia właśnie zaczęła 30 tydzień, więc cieszy się bardzo (Kubuś się urodził dokładnie w tym czasie, więc każdy dzień dłużej oznacza, że jest SUPER!), a Tatuś okazało się, że pokona kolejne trudności w stawianiu fundamentów swojej działalności prywatnej... Droga różami kolczastymi usiana, tym razem okazała się wyboista w kwestii palności tudzież niepalności fluffo. Pianka się nie pali, flok się nie pali, ale fluffo czyli nasza pianka z flokiem się pali! I bądź tu mądry i pisz wiersze. Na szczęście kilka dni walki, kombinowania, zwątpienia i już Tatuś wchodzi na górkę od nowa i walczy dalej. Damy rady i z takim problemikiem. Podziwiam jednak Tatusia, bo półtora roku ciągłych walk różniastych, to naprawdę kawał czasu i tyle razy padać i się podnosić to naprawdę wymaga charakteru... Ja bym tam odpadła... Ja chyba mogę tylko albo w korpo albo kupić tanio, sprzedać drogo. I tej wersji będę się trzymać, a Tatusiowi po raz kolejny składam szacun głęboki i wyrazy uznania tudzież nieskończenie wielkiej mej miłości ;).
Udało nam się załapać na ostatnią chwilę, co by sobie pooglądać. No cóż, mam swoich ulubieńców, ale Mark do nich nie należy. Nie bardzo czaję za co 80 milionów dolarów płacą. Ładnie nie powiem, ale żeby znowu aż tak bardzo?... Synek na widok rzeźby jakiegoś Adama, Apollina czy innego Adonisa krzyknął na cały regulator "Mamusiu, zobacz jaki golasowy gość!!! Ten Pan jest goły!!! ". W sklepiku z albumami, obrazami, się okazało że Wilk i Zając figurkowy się znalazł (!!!), no i trzeba było zakupić.... Już Rodzic nawet w Muzeum Narodowym nie jest bezpieczny i permanentnie narażony na wydatki. Z każdej strony pokusy ;)... A po muzeum na leniwe. Mniam. PS. W toalecie muzealnej było tak: "Mamo zobacz jak ja sikam. Jaka fontanna! Sikam jak facet. Jak mężczyzna. Prawdziwy jak tata. Dobra ja już. Teraz Ty. Pokaż jak Ty sikasz. Aha. To idę już dobra?", "Dobra, Synku"...
Niekończąca się historia z pieśniami i wierszykami różniastymi... Młody tak daje czadu, że sami w szoku jesteśmy. Ostatnio ulubiona jest LOMOKOTYWA, czyli lokomotywa... tak cwaniak pamięta i pięknie recytuje, że beret spada. A jaka intonacja, przerwy, sapanie... kurde AKTOR będzie czy co? PS. Z hitów mówionych: "Jak było Synku?", "Wszysko fajnie Mamo. Na stojąco sikam jak tata.". "Ubrudziłem się, że szok." "Nie bój się, pomogę Ci Tato. Nie martw się. Daj, ja Ci potrzymam." " Jak byłem u Babci, to mnie zabrała na plac zabaw i były papugi, tygrysy i lewy (czytaj lwy)...."... I tak w kółko...
Marysia dzielna Myszka najprawdopodobnie będzie już w piątek w domku!!! Cuda powiadam! Wszystko jest na dobrej drodze, guz się zmniejsza, Mała reaguje na leczenie dobrze, więc wszyscy są dobrej myśli. Kciuki trzymamy dalej i jeszcze trochę potrzymamy, ale słuchając Rodziców - teraz już z dużo większym optymizmem patrzymy do przodu! Gwiazdeczka dzielna!
Synek generalnie w kółko opowiada hity o tym, jak coś tam robił jak był malutki i czy pamiętam... Mama a pamiętasz, jak..... kiedy byłem malutki?... Słodkie jest.... Ale nie łagodzi szaleństw, które Synek przy cioci Maszy w całej rozciągłości nam prezentuje... Masakra... Tak zestresowany obcym językiem, że układ nerwowy mu się przegrzał i chyba nas zajedzie... Ratunku..... PS. Tańce w parku finalnie nas tak rozwaliły, że złości dnia całego poszły w niepamięć ;)....
No i słowo ciałem się stało ;). Ciocia Masha wylądowała wczoraj na Okęciu, wór prezentów przywiozła i spędzi z nami kilka dni! Ćwiczymy rosyjski namiętnie, bo sporo się zapomniało. Synek w szoku i bardzo nie spokojny, bo ani ruski ani angielski nic mu nie mówi... ;). Ale gada stale: Priviet Masha, kak diela? :). Łazimy, gadamy, jemy i pijemy dobre rzeczy i dobrze nam.
Oj jakiś tak dzień, co się zdarza raz na lat kilka... Wszystko nie tak... Czarna, głęboka dziura... Nie ma dokąd uciec... Niby jest, ale podświadomość podpowiada, że idąc daleko przed siebie nie można zajść daleko... Trzeba się jakoś ogarnąć... Ale nie ma jak... Czas. Czyli cały dzień w kinie. Zawsze działało i dzisiaj też pomogło. Trzy filmy pod rząd, puste sale Kinoteki, starze Panie 3 (emeryci i renciści mają zniżkę w ciągu dnia...) i ja. I już wieczorem po wszystkim. Wygląda, że szybko przyszło i łatwo poszło, ale Ci co mają czarne dziury, to wiedzą, że się umiera najpierw, a później się człowiek podnosi z popiołów, więc z łatwością nie ma to nic wspólnego. Ale jedno w dołach jest dobre, jak się człowiek już wygrzebie, to dostaje po pierwsze kopa, bo po raz kolejny się przekonuje i wie że może sobie ze wszystkim poradzić (suma sumarum), a po drugie wzmacnia się i w perspektywie wie, że będzie łatwiej wpaść i wyjść z czarnej dziury... Przecież co nas nie zabije, to nas wzmocni no nie? :). Głowa do góry! PS1. Filmy zajebiste - Koneser, Frances H i Miłość po francusku. PS2. Z obserwacji człowieka po 35 roku życia - jak miałam lat 20, to takie seanse całodniowe zdarzały mi się średnio raz-dwa razy w miesiącu... 25 lat - max raz w miesiącu, lat 30 - sporadyczne, raz na rok, lat 35.... nie pamiętam ostatniego... ale dobrych kilka lat temu miał miejsce... Co się więc z wiekiem dzieje? Mądrzejemy, głupiejemy, obojętniejemy? Mi się wydaje, że po prostu cierpimy mniej... I tej wersji będę się trzymać ;););).
Z której by strony nie patrzeć, to stało się i się nie odstanie. Od wczoraj świętujemy więc i co by tradycji stało się . 5 lat od dnia ślubu minęło!!! A wszystko jakby wczoraj ;). Miłość to z pewnością, bo cóż by innego. Niespodzianki od rana i 5 świeczek na pączkach z marmoladą pomarańczową i wiśniową. Bo nasze życie razem, to takie pączkowe jest. Pyszne, słodkie, może trochę tuczące ale co tam :). Raz się żyję! Kocham Cię Mężu! I Ty mnie też, wiem, już nie musisz gadać ;). Przecież 5 lat temu powiedziałeś. Raz wystarczy ;). Fajny dzień. I kilka fotek z wczoraj i przedwczoraj - brzuch Tatusia kontra brzuch Mamusi, Synek w sklepie (zwróćcie uwagę na break-dance na piłce...) i Synek na spacerze. Pakujemy się i zmykamy do Blani. Do usłyszenia! PS. Wieści o Marysi. Dzisiaj zaczyna chemioterapię. W szpitalu spędzi 4-6 tygodni i jak wszystko dobrze pójdzie zostanie wypisana do domku. Co tydzień będzie przyjeżdżała do szpitala na chemię. Kuracja może potrwać nawet rok. Nieprzerwanie trzymamy kciuki i jesteśmy dobrej myśli. Wszystko dobrze się skończy. MUSI! Buziaki dzielna Dziewczynko!!!
Piszę z opóźnieniem, ale o czymś bardzo ważnym...
W czwartek w zeszłym tygodniu dołączyła do nas Ewunia, bo Sonia z Bartkiem rodzili Bliźniaczki! Bardzo dzielna Myszka z niej jest. Wcale nie płakała, a ma przecież cztery latka tylko. Wyrozumiała i cierpliwa. Czekała z utęsknieniem na Tatę, i na Mamę i na dziewczynki. I tak oto wczesno-wieczorową porą 1 sierpnia 2013 na świat przyszły Ania i Marysia. Słodziaki wyczekiwane dwa! Witamy i życzymy cudnego życia. Sonia pojechała na salę dokładnie kiedy syreny zawyły (godzina zero Powstania Warszawskiego). Taka data narodzin, to wypas. Waleczność gwarantowana! I walecznego serca i determinacji Marysi ponoć nie brakuje. Będzie jej potrzebne, bo jest chora, poważne chora i będzie musiała ciężko walczyć z tym choróbskiem. Wierzymy, że wszystko dobrze się skończy, ale żeby jej było lżej, wszystkich czytających prosimy o dobre myśli i słanie Marysi pozytywnej energii! Niech czuje, że jest nas dużo i wszyscy trzymamy za nią kciuki! Wtedy musi się udać!!! PS. Kilka fotek poniżej. Ania już w domku. Marysia w Centrum Zdrowia Dziecka. Poniedziałkowe dokształcanie w kwestiach następujących "jak nauczyć dwulatka dzielenia z innymi" oraz "jak nauczyć dwulatka, że nie wolno bić innych". Uff całe szczęście pytania takowe zadaje sobie większość rodziców wspomnianych dwulatków i jest to zupełnie normalny etap rozwoju. Pomęczyć się trzeba do lat trzech, ale jak się zaniedba, to można wychować sobie małego (a później dużego) egoistę tudzież boksera.... Znam kilku takich mniejszych i większych bohaterów w otoczeniu, więc ratunku o nie.... Znalazłam więc kilka pomocnych wskazówek, ale nawet i bez nich pozytywne sygnały są, więc się nie zamartwiam. Ale pierwszy "skarga" żłobkowa zaliczona ;). Synek zawsze grzeczny, nagle zaczął walczyć o swoje i trzem delikwentom się dzisiaj dostało za swoje. Podobno miał trochę racji, ale ustaliliśmy, że Synuś postara się angażować Ciocie w wymierzanie sprawiedliwości ;). Strasznie przeżywał i jak Mamusina pogadanka się przedłużała, to ze łzami w oczach powiedział "Mamusia już nie mów, Kuba wie"... I jak trzymać kolana w szeregu i nie upaść na nie?... Rozpiera piersi coś tak wielkiego, że się nie da opisać... Ale lizaka nie było w ramach mini kary. Za to wieczorem chłopaki znowu samoloty na górce oglądali ;). Synka tak brudnego nie widziałam jeszcze... A jak wychodzili to rzekł "Biorę Burego (misia ukochanego), tak na wszelki wypadek"... Taaak.... A w trakcie rodzinnych zabawianek, kiedy spodenki się obsunęły z pupci usłyszeliśmy "No nie! O nie! Kto mi pomoże? Pomocy!"... Beret spada i tyle...
Chyba to była najpiękniejsza noc mojego życia (NIE W TEMATACH CIELESNYCH)!!! Synek pierwszy raz sam w nocy wstał, zrobił tup tup tup, otworzył drzwi swojego pokoiku, wyszedł na korytarz, zapalił światło w łazience, otworzył sobie drzwi, usadowił się na nocniku, zrobił siusiu i biegiem z powrotem do łóżeczka!!! Ja z sypialni, Tatuś z salonu wpadliśmy na trzy, cztery do łazienki, bo odgłosy stękania nas przyciągnęły tudzież podejrzane ruchy korytarzowo-łazienkowe i jak zobaczyliśmy co jest grane, to łzy wzruszenia w oczach oboje mieliśmy... Zosia Samosia w męskim wydaniu. Bohater nasz! Synek tak polubił wycieczki i podróże różne, że jak za długo nic się nie dzieje, to sam prowokuje przejażdżkę tudzież wycieczkę. Nie czeka na nas, albo biegnie (krzycząc "już idziemy tak? hura!!!) do samochodu albo buciki namiętnie wkłada nie czekając na nas.... byle już coś się działo ;). Samoloty się dzisiaj działy i Miłosz był i podlewanie trawnika i zabawy i takie tam, więc zadowolenie ogólne było duże ;). Często ostatnio słyszymy odpowiedź na pytanie "dlaczego?" - "BO NIE", też słychać sporo "O nie! O nie znowu!" albo "No nie!"... Do 100 lat 100 lat (niezmiennie ulubiony hit - w żłobku jak Ciocie rozkładają ceratkę na stole, to wszystkie dzieciaki "O będzie tort!!! 100 lat 100 lat"... i tak w kółko), dołączyły hity "Jedzie pociąg z daleka", "Old McDonald had a farm", "Idzie rak nieborak" i coś tam coś tam, ale już nie pamiętam... aaa "My jesteśmy krasnoludki, hopsasa"....
Takie fajne te dziewczyny, że szok... I tak się fajnie razem bawią, że szkoda, że nie mieszkamy obok siebie. Myszki super wychowane, grzeczne, przytulajne, otwarte i w ogóle miód malina. Aż ma się ochotę na więcej. Chociaż przyznać muszę, że czwórka albo piątka potomstwa zdecydowanie przerosłaby moje fizyczne i emocjonalne możliwości ;)...
|
Archives
October 2014
|