Tatuś skoro świt samochód miękkimi ścianami i innymi gadżetami załadował i ruszył Poznańskie Tragi podbijać. Na razie się robi stoisko targowe (jak poniżej), a jutro się "zrobi" stoisko konkursowe TOP Design. A ja już w dużo lepszej formie, więc się na zakupy z Synkiem wybrałam. Dzielny i grzeczny był jak cholera, a łaził za Mamusią po sklepach z odzieżą damską dobre pięć godzin... Medal się należy ;). Jeden "naciąg" był tylko, czyli Mamusia naciągnięta na Maka... A co tam nie ma to rybka w McDonaldzie... A Synek aż drżał na myśl o frytkach... Taaaa..... Zakupy udane. Humory dopisują. Zdrowie też. Czyli jak wszystko dobrze pójdzie, to ja z ekipą też ruszam jutro w kierunku Poznania ;).
"Mamusiu chcę się łasić! Teraz. Natychmiast!". Synek stęskniony za Mamusią, która przez ostatni tydzień była raczej mało kontaktowa... ;). Smok wawelski wydawał mi się za "dojrzały" jak dla Synka, ale okazało się, że teraz króluje w sypialni... W kółko tylko bajka o smoku i o smoku.... PS. Stoch ma medal. Nawet dwa. WOW. Ale gość. A jak to się ma do wychowywania dzieci i co na to psychologia??? Rodzice NIE LĘKAJCIE SIĘ! Czyli chill out i nie zastraszajcie dzieci (nie biegaj, bo rżniesz...;))). Metoda i recepta na wychowanie mistrza to wychowanie NIE-LĘKOWE!!! Kubuś będzie mistrzem więc, bo według mnie, to nieźle nam idzie! A Synek dzisiaj naśladuje cały dzień Mamusię i Tatusia w złości, czyli "Zaraz pójdziesz do pokoju! Niegrzecznie się zachowujesz, zapraszam na fotel przemyśleń! Już szybciutko!".... Na własnej piersi wykarmiłam, żmiję tę... ;).
Takiej grypy w swoim życiu nie pamiętam. Od poniedziałku do wczoraj byłam nieprzytomna. Niby bez gorączki, ale tak na maksa, że w czwartek wieczorem już się słaniałam na nogach i w przyspieszonym tempie musieliśmy się udać do lekarza, który ze współczuciem, ale i stanowczością rzekł, że nic nie może mi dać (jako matce karmiącej), ale może mnie "podratować" płynem dożylnie... dostałam 4 ćwiartki w kroplówce (czyli litr - a wiadomo że po litrze, to każdy się nieźle czuje ;)) i zaczął mi wracać głos, czucie w ciele, oczy zaczęły się rozklejać, nos oddychać, mięśnie puszczać i najważniejsze - poczucie humoru się nawróciło ;). Ale ulga. Do tej pory do śmiechu mi nie było, bo już ręce opadały - tyle dni, a ani odrobiny lepiej... Nawet książki nie mogłam poczytać na kanapie, na której zaległam, bo z oczu mi się lało i ból taki, jakby mi ktoś cebulą natarł... A najbardziej z tego wszystkiego, to nie te bóle straszne, tylko brak zapachu i całowania i ściskania tych dwóch serduszek maleńkich... straszne to... ale już sobie powoli z Kubusiem wyrównuje rachunki :) a za Julkę za chwilkę się wezmę... ;););). A Tatuś się pakuje na targi do Poznania, a my jak dobrze pójdzie to ruszamy w poniedziałek wieczorem. Dzieci, ja, Babcia ;). Mieliśmy jechać z mężem, ale twardzi byliśmy przez kilka dni, a później się okazało, że Mamusia to bez córci przy piersi, to słabo jeszcze.... a jak Julcia z nami, to przecież Kubuś nie zostanie... A jak Julcia I Kubuś z nami, a my na targach, no to wiadomo że Babcia z nami... I tak oto z wyjazdu biznesowego, mamy wyjazd rodzinno-krajoznawczo-biznesowy....
Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, ale KIEDYŚ przyszło dziś, a nawet kilka dni temu, kiedy to nastąpiło oficjalne oświadczenie o uczuciach w wykonaniu Alicji i Jakuba. Konwersacja brzmiała ponoć krótko: "Kocham Cię. A Ty mnie też kochasz? Tak, też Cię kocham.". Taaaaak... I co Wy na to? Żeby chociaż po trzy latka już mieli... ;). W związku z wielką miłością, Synek o poranku Walentynkowym z obłędem w oku i radością wypisaną na twarzy malował laurko-walentynkę dla Alicji ("dziewczynka moja")... A po przyjściu do żłobka do Taty rzekł "Nie mam czasu, bo Alicja już jest".... Ale życzę wszystkim bardzo bardzo Happy V-day! I już muszę kończyć, bo mnie wydzielina zalewa.... I tym romantycznym akcentem żegnam Państwa ;)
Milion razy... Hey miśki!!! Czas wstać!!!! Jak można tak spać!!!!
Kicham, prycham, coś mnie dopada... masakra. Akurat wypadło na czas, kiedy Babcia przyjechała. Oczywiście, że na ten czas. Bo po pierwsze Babcia jakby się przy nas nie narobiła, to jakoś dziwnie by było (i jak to bez sensacji), a po drugie miałam przecież ambitne plany, czego to ja nie zrobię, jak będę się mogła z domu wyrwać dzięki obecności Babci... Więc znając życie to się rozłożę na cztery i tyle będzie z planów. Prawda: indyk myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścieli.... PS. Mama Alicji załamana, bo ukochany Alicji zmienia placówkę i do przedszkola się wybiera.... Nie wiem, czy pisałam, ale plany żeby Kubuś do września został tu gdzie jest raczej się nie powiodą - Ciocie zgodnie twierdzą, że Młody taki do przodu jest, że szkoda, żeby wegetował i się nudził tutaj... Muszę więc znaleźć Synkowi jakieś przedszkole fajne. No to znajdę. Ale nie dziś. Do końca marca najpóźniej. No to mam czas. No to nara...
Miodek mniam, uwielbiam miodek... I tak Synek dzisiaj milion razy powtórzył... Przedwczoraj milion razy powtórzył (tudzież wykrzyczał...) "Oh my God pszczoła w rękawie! Ratunku!" (zgapione od Pawełka - najpierw krzyczał "oh my gut...."), a kilka dni temu było Gdzie ta ryba??? No gdzie ta ryba? albo WYPADEK! Ratunku! Pomocy! albo Ijo ijo ijo Policja! albo GLEBA! Ale co tam... Nic się nie tym nie przejmuję... Nie zwracam (STARAM SIĘ) nawet uwagi jak skacze mi po plecach milion razy z okrzykiem "ojej ale gleba".... Po prostu SZLAG MNIE nie trafia, bo wiem, że powtórzenia u dzieci mają funkcję stabilizującą. Może i mega też wkurzającą... ale bardzo ważne są, więc zupełnie się nie denerwuję i patrzę na to wszystko z miłością .... ale pięści i szczęka to mi ze ścisku prawie pęka... RATUNKU!!! Inne zupełnie nie denerwujące - Ja by chciał takie pyszniutkie placuszki. Bo nie łosiosia. Ja nie lubię łosiosia. ...... A Julka na to wszystko obserwuje sufit i wygląda jak by się nieźle bawiła.... A propos zabawy - jak się Synek bawił na zabawie karnawałowej? Się nie dowiedziałam, bo Synek stwierdził "Ja po prostu zapomniałem co tam było na tym balu".... Aaaa wiem. Smerfetki były. Ha ha ha" i tu głośny śmiech, cisza i koniec relacji. Z fotek wiem, że Alicję podrywał, lansował się ogólnie jako rycerze wspaniały, a że te smerfetki to animatorki były przebrane i faktycznie strasznie śmiesznie wyglądały, więc się nie dziwię, że Synek łacha z nich darł.... PS. Z macierzyńskich wzruszeń. Jedno dziecko tu drugie tu. W ramionach. W promieniach słońca. Jest moc. Szał.
Że przygodę coś a la 300 jajek, to już nie pierwszy raz przeżywam... A to 10 kilo bananów a to 1500 bułek.... Mam coś szczęście do dużych cyfr ;). Dobrze, jeszcze milionerem pewnie będę....
Puka ktoś. Sąsiadka Ania. "Czy to hurtownia jajek?... ".... „Wiesz tak tylko chciałam sobie zaklepać 3 opakowania.”.... no tak, bo przecież zaraz może zabraknąć.... ;)... Od wczorajszego wieczoru sytuacja zmieniła się "dramatycznie" :). Zainteresowałam Sąsiadek jajkami rozmiaru L (bez GMO...) przeszło moje najśmielsze oczekiwania i tak oto z 300 jajek w ciągu kilkunastu godzin zrobiło się tylko 170 sztuk.... czyli przez najbliższy miesiąc musimy zjeść około 6 jajek dziennie. Eeee tam i o co tyle hałasu ? ;)...
Synek w zeszłym roku nie lubił tych "kawałów" (czyli karnawału i przebierania), a w tym roku mało mu było balu przebierańców w żłobku i w domu jeszcze się "dozabawiał" ;). Nie ma to jak pół rycerz pół pirat... A Mamusia wieczorem odebrała zakupy internetowe. Pan wnosi te siatki i wnosi i w końcu się od kompa oderwałam i pytam co on tak nosi, a Pan na to, że jajka... Jak to jajka? No tak... I tak oto zamiast 3 opakowań, zakupiłam 30 opakowań... czyli mam 300 jaj. Taaaa. PS1. A Julka... Te włoski, to spojrzenie, zwierzątko takie, ale uśmiech i miny człowieka dorosłego... Chwytak ... co podsuniesz to chwyta i trzyma i puścić nie chce i cała szczęśliwa.... PS2. Smok Wawelski – pierwszy raz miałam wrażenie, że za malutki na jakąś bajkę Synek jest. Tak się przejął smokiem wawelskim i tak przeżywał, że zaczęłam żałować zakupu "Legendy polskie część pierwsza"... Na koniec Synek rzekł "baśnie wolę bo nie zioną..." (czyli Basię woli czytać...). Ale za chwilę poprosił o przeczytanie jeszcze raz i jeszcze raz.... No zobaczymy co z tego będzie... PS3. Taka oto sytuacja toaletowa... Mamusiu boli mi. Co kotku Cię boli? Pupcia, może to kupcia chce wyjść? No może, a może bąk? Może bąk, masz rację. To usiądź na nocniczku może bąk wyleci. Mamo! No co Ty??? Bąka nie ma na nocniku, bo na nocniku to kupcia z pupci wychodzi przecież... Synek oficjalnie miłość Alicji wyznał, ale nie przeszkadza mu to oczka puszczać do innych Laleczek i tak oto dziś do Kaji "Cześć Kajusiu" :):):).
Boże jak ona gada... Słychać ją w łazience przy zamkniętych drzwiach.... A jakie wykrzykniki, zdziwienie, rozczarowanie, zapytanie, radość, szał niebieskich ciał... wszystko w tym głosiku już potrafi zawrzeć... leży w łóżeczku i gada do zabaweczek i do siebie i w końcu do mnie, jak się już znudzi... Oczy raczej niebieskie jednak będą, no chyba że szare, się zobaczy, ale na pewno nie czarnawe, tudzież brązowe. Synek – kocham cię też bardzo. Ale Ala mnie nie kocha.... Żartowałem... kocha mi też ;). ... Co to za bazgroły? - cała rączka pomazana Synek... To napis Tatusiu – Mama, Tata, Kuba i Julka. Napis taki wiesz Tatusiu?. Synek się naczytał Basia (jedna z ulubionych książeczek ostatnio) i na wzmiankę o sprzątaniu po sobie, słyszę... "No co ty Mamo, przecież dzień sprzątania jest w czwartek... taaa. PS. Chcesz tą książkę czytać? Taaak! Albo nie. Żartowałem!!! Wolę baśnie! Jak to baśnie? Które baśnie? Znaczy się Basię, nie baśnie... Hhihih, ale żart wyszedł co nie? ... dobranoc;).
|
Archives
October 2014
|