Praca, praca, praca. A po pracy, pracy, pracy iwent marketingowy w klubie bołlingowym. Takich plotek to chyba ze 100 lat nie uskuteczniałam. Nasłuchałam się i nagadałam tak, że padłam na pysk prawie i to bez udziału procentów ;)... Oj śmieszjnie było i fajnie, ale szczęka boli od nadawania i Kubusiowe uspiechy (skucesy) jakoś tak bokiem przechodzą... Małego prawie nie widuję, a jak widuję to ledwie żyję i ciężko dorównać żyjątku naszemu słodkiemu z mega mocą (Duracell to mały pikuś w porównaniu z Kubusiem).... ;).
0 Comments
Steve Jobs byłby dumny z Kubusia... Ipad okazał się w obsłudze prosty jak konstrukcja cepa... Kubuś rozgrył go w mig i stał się lojalnym użytkownikiem. A z radości użytkowania aż mu ślinka cieknie... Mamusia dzisiaj nie była w biurze, tylko na print runie nowej paczki, sukcesem zakończonej w ekspresowym tempie, więc obiad można było zjeść w rodzinnym gronie i oddać się rozkosznym zabawom z najmołodszym członkiem ;). Cwaniak już sam potrafi wstać na nogi i jak tylko ma niewielkie podpórkę to sam stoi, ogląda okolice, dziwuje się i nawet próbuje być "multifunkcyjny"... znaczy się: stać, robić mini, kręcić głową (prawie 360 stopni....jakby się tylko dało, to byłby szybszy od karuzeli...), strzelać ustami (coś a la mlask tudzież buziak), trzymać coś w ręcę/rękach... Jednak nie bardzo daje sobie radę, i to nie póki co, ale generalnie jak to prawdziwy facet - dwóch rzeczy (a już na pewno trzech ani czterech) na raz robić nie będzie! Oj aż żyć się chce! Kilka fotek bohatera.... (ślady dziwne na twarzyczce to oczywiście pozostałości pysznego jedzonka, które wsuwamy całym sobą...). PS1. Ale mam teraz super z ładowaniem zdjęć, klik i już! Tatusiu Kubusia Ty to jednak jesteś gość! Spasibo balszoje!!! PS2. No i zapomniałam, że Kubuś był dzisiaj na badaniu główki EEG. Wszystko dobrze, a nasz Skarb cały szczęśliwy, bo coś się działo ;). Wyglądał jak kosmita w magicznej czapeczce na główce... grzeczny, usnął prawie na zawołanie i z małą przerwą udało się całą godzinkę wszystko przebadać zgodnie z planem. Maładiec! .... my wprawdzie z transportu mlecznego nie korzystamy, ale cztery godziny w korku i już jesteśmy w domku.... Na szczęście już niedługo!!! Decyzja podjęta co do nowego mieszkania. Opcji wielu nie było (znaczy się mnóstwo było, ale głównie w rosyjskim stylu, więc cóż...), ale jesteśmy zadowoleni. Norka fajniacka i będzie nam jak w domku! Przytulnie i sympatycznie i biało, więc Kubuś będzie miał co "sprzątać" ;). Do pracy i z pracy w mega korku max godzinę będę jechała, a bez korka to może nawet 15 minut! Już się nie mogę doczekać! Dłuuugi spacer, bo z minusów się zrobiło plus 5, więc trzeba wykorzystać niemalże wiosenną pogodę... i Kubuś nawet aż tak bardzo się nie awanturował... Normalnie krzyczeć potrafi okrutnie... Zimno widać nie pasuje mu za bardzo... A tu niestety Pani Doktor zarządziła dłuższe przebywanie na dworze, stwierdzając, że przecież w Rosji się dziecko urodziło, to powinno się już do mrozów przyzwyczaić... Mądrala... Ja się przyzwyczaić nie mogę, mimo iż 3 lata zaraz miną, a tu Kubuś nasłodszy ma się czuć jak u siebie... Nie lubię jak te weekendy tak szybko mijają. Bardzo nie lubię. A na otarcie łez muż dzisiaj zrobił cudo kulinarne - popisowe danie Gordona Ramseya - czyli Polędwica a la Wellington. " Nic tak nie raduje angielskiego podniebienia jak starannie przygotowany kawałek różowej, soczystej wołowiny. (...) Niezwykle eleganckie danie nadające się na bankiet lub uroczysty obiad: lekko różowa wołowina, najlepszego gatunku, przykryta pasztetem i grzybami i zapakowana we francuskie ciasto." Nazwano ją na cześć Arthura Wellesleya, księcia Wellington, XIX-wiecznego męża stanu, bohatera spod Waterloo i zapewne miłośnika różowej, soczystej wołowiny." Kubuś wprawdzie na wołowinę się jeszcze nie łapie, ale też swoje pyszne dania ze smakiem i mlaskiem zajadał... Poza tym dzień był Tridulkowy i jak zwykle Synkowi oczy z orbit wychodziły patrzać na te ludziki i słuchając tych piosneczek dzieciaczkowych :). Sesja była robiona dla cioci Angie, bo konkurs ciocia urządza i Kubuś będzie promował Tridulki ;). Jakieś takie rumieńce wyszły, więc chyba jednak zostawimy stare zdjęcie Tridulkowe, na którym Kubuś słodko wyglądał i rumieńców było brak. I pyszne gruzińskie jedzonko i super knajpka i fajniackie plotki i nowy hit small biznesu "we do not want to survive, we need to attack market share!" i sauna i winko i chyba znaleźliśmy sobie nowe gniazdko! Wprawdzie blokowisko jak się patrzy, ale po pierwsze super chatka, po drugie infrastruktura sklepowo-knajpowa-parkowo-dzieciakowo "pod ręką" i po trzecie do pracy na pewno bliżej będzie! Jeszcze w poniedziałek jedno oglądamy i już będziemy się pakować!
Wszystkiem Kasiom wsiego najlepszego ;)! Nareszcie weekend! (się zaczęła walka o przetrwanie od poniedziałku do piątku :)). Mamusia się dzisiaj urwała wcześniej, żeby z Synkiem pobyć, bo prawie w ogóle go w tygodniu nie widziała... W robocie kociokwik i nie zapowiada się na zwolnienie tempa. A Mały tak rośnie, że słów mi brakuje... Mam wrażenie, że to nie tydzień minął, ale miesiąc przynajmniej... Mały je już jak stary, nawet się nie brudzi za bardzo, pięknie buzie otwiera, i z zachwytu (bo wszystko takie pyszne!) aż tak cudnie wzdycha, stęka, mlaska... I KRZYCZY jak się kończy, a on jeszcze by coś wrzucił na ruszt ;). Piłeczkę małych rozmiarów chwyta już bezproblemowo jedną rączką albo dowa albo najpierw jedną później drugą :). Śmieszek cudny jest. Był dzisiaj z Tatusiem i Babcią na wizytach kontrolnych i wszystko w jak najlepszym porządeczku. Zdrówko dopisuje, rozwijamy się super i w ogóle maładiec z Synka. W Ameryce czarny piątek (mega zakupy po super cenach, rok temu połowa Amerykanó biegała po sklepach z obłędem w oczach i wydali w jeden dzień 42 miliardów!), a u nas Światowy Dzień Pluszowego Misia (Pawełek zamiast Misia zabrał do przedszkola swoją Krówkę, a Kubuś byłby zachwycony że może swojego śmierdzącego Misia zaprezentować.. całe szczęście póki co możemy Misia w domu przetrzymywać... ;)). Aby się ciut rozerwać i od pracy odpocząć, Tatuś Mamusię na pyszne wostoczne (wschodnie, znaczy np. kuchnia uzbecka) jedzonko zabrał do fajniackiej knajpy "Szarabara. Balujem po wostocznemu" (nieźle brzmi co?). A w sobotę ze znajomymi będziemy degustować kuchnię gruzińską w Chaczapuri. Super, jak Babcia jest ;). Poza tym, to roboty po pachy i spotkania i gadania i stosy prezentacji do przeczytania i zespół do wyszkolenia i tysiąc rzeczy do zrobienia.
Mamusia codziennie później wraca do domku... Pierwszy tydzień docierałam najpóźniej koło 18:00, teraz to o 18:00 dopiero wychodzę z biura, i to jak się uda... Ale na razie nie stękam, bo fajnie nawet jest. Pranie mózgu, ale bez skutków ubocznych póki co ;). Tylko stres się czuję w mięśniach, bo głowa jeszcze nie ta, pamięć szwankuje, wszystko od początku muszę ćwiczyć, a tu wsio jak zwykle na wczoraj... Kubuś jak wracam macha rączkami i nóżkami... TAKI SŁODZIAK, że beret spada... W ciągu dnia podobno męczy bułę, ale to dla Mamusi nic nowego ;). Byłam, widziałam, znam to ;)))).
Tatuś kupił Kubusiowi chodzik. Synek na razie chodzi tylko na wstecznym ;). Początki zawsze są trudne ;). U Mamusi w robocie też początki trudne ;). Uczę się chodzić od nowa ;). Szef już jest, lista "to do" przedstawiona, włosy mi stanęły dęba, bo roboty od cholery. Ale całkiem pozytywne wrażenie ogólne ;). Będę musiała poczytać o zasadach rugby, bo nowa ekipa rządząca to Australia i Nowa Zelandia i ewidentnie pasuje im styl "młyna i ataku"... Przeczytałam, że "cel gry jest bardzo prosty: zdobyć więcej punktów niż drużyna przeciwna i wyjść z tego cało...". Nieźle się zapowiada co? :):):). Trzymajcie kciuki, bo wygląda to na jazdę bez trzymannki i wakę o przetrwanie ;).
A tak wygląda mąż przed i po ;). Babcia walczy z Kotkiem, a My w miasto! :). Ale wspaniale! Ale Ale Ale tylko na chwilę, bo zaraz jakoś tak tęskno ;)... Zakupy były (Kubusiowe...), huśtawka zakupiona (póki co Kubuś się boi ;)) i inne jedzonka, picia i przybory i korki standardowo i kuchnia japońska wytęskniona i mąż romantyk i żonka stonka... i wspaniale i cudnie i weekend się już kończy... ojej... co to będzie co to będzie ;).... PS. Poniżej Moscow sky i nosek mojego mężusia ;)...
Oj wstać było ciężko, ale motywacja pomogła ;). Mały był dzisiaj na pierwszych prawdziwych zajęciach w Baby Clubie ;). Tym razem były dzieci, a uściślając koledzy w wieku od 12 do 24 miesięcy, sztuk 3. Szpanowali umiejętnościami chodzenia, mieszania jeżyków w misce, przesypywania tu i tam fasoli, rysowania, krojenia plastikowych owoców itp itd. Kubuś nie dał zbić się z tropu i sztuczkami swoimi także brylował, ale przede wszystkim pobił wszystkich małolatów i rzucił na kolana dorosłych swym urokiem osobistym, czarowaniem oczami oraz kulturą osobistą i obyciem... ;). Później odpoczywaliśmy w domku i urządziliśmy sobie dzień dyniowy... Były racuszki pyszne (przepis w zakładce Strefa Loli/Food), a na jutro gotowa pyszna zupa dyniowa (przepis dawno temu w zakłdace Food). Babcia będzie dopiero koło pierwszej w nocy. Tatuś Kubusia jedzie powitać teściową ;). Mamusia dzisiaj trochę stękająca, gardło, głowa... gorączki nie ma, bo gdyby była to już chyba byłaby akcja "gorączka i główka to szkolna wymówka". Klima w biurze tak daje czadu, że masakra... Próbowali coś tam z nią robić, ale dupa... PS. Zapomniałam, że dzisiejsze zajęcia dały nam też niezły obraz tego, jak "każde dziecko inne jest" :). Był człowiek demolka, człowiek ciapa, człowiek wichura i happy man (czyli Kubuś ... ;).... Pani tak fajnie do niego mówiła, że umnica z niego, że zajcik sladki ... oj śmiesznie było. Ojej, ale dobrze, że już piatnica.... Mamusia tak padnięta, jakby przynajmniej miesiąc non stop pracowała. W domku Synek czeka i słodki jest tak, że słów brakuje... Chłopaki chyba mieszkanie dzisiaj znaleźli! Fajne miejce i fajna norka ;). Jeszcze kilka zostało do obejrzenia, ale jak nic innego się nie znajdzie, to pojedziemy razem oglądać to i podjąć decyzję. Także wygląda na to, że już niebawem kolejna przeprowadzka... PS. Z tajemnic rodzinnych. Mamusia podjada Synkowi ciasteczka, bo takie pyszne że oj... ;). Mama łasuch, więc mieści się to ewentualnie w granicach normy.... ale, ale przez przypadek okazało się, że Tatuś podjada nie tylko ciasteczka Synkowe, ale inne jedzonka zupkowo-mięskowo-serkowe! Wpadka planowana nie była, ale z rozbrajająco szczerością Tatusiowi się wypsnęło ;)... Mieszkał w Wiśle Sum Wąsaty, znakomity matematyk... Tak oto sobie wierszuje mój ukochany po tyogodniu spędzonym z Kubusiem... A Mamusia po tygodniu w robocie, zaczyna blędnąć na twarzy i coś tak czuje, że sraczka się zacznie niebawem ;). Dziś był już przedsmak i niejako dejavu było..., bo jak zakończyłam pracę w marcu na mega stresujących akcjach związanych z raportowaniem wyników nowego launchu, tak teraz od tego samego zaczynam... marki się tylko zmieniły, ale generalnie męczarnia ta sam... tysiąc pytań do, burdel na kółkach, nikt nic nie wiem, chaos generalnie panuje... dom wariatów mówię Wam. Ale mi się podoba póki co. Za małym tęsknię okrutnie, ale dalej się cieszę, że jestem wśród ludzi i że mogę trochę się pomóżdżyć nad czymś innym niż akcja kupa i mycie pupy, akcja marchewka i mycie pysia, akcja ryk i rwanie włosów itp itd... Łezka się dzisiaj w oku zakręciła, bo chłopaki dzisiaj znowy mieszkania oglądali i Tatuś wysłał mi fotkę, jak Kubuś ze spadniętym beretem leży w fotelku wraz z misiem przyjacielem wielkim... Słodkie to małe takie, że szok. Fajnie, bo teraz nie plotkuje już o plotkach i nie-plotkach, ale o dzidziusiach mniejszych i większych. Zawsze się człowiek czegoś tam dowie ;). Rano jak wychodziłam do pracy, śniegu napadało po kostki tudzień po kolana tam gdzie nawiało... Drama. A jutro wyjeżdżam o 6:45... ratunku... się zaczęło ;). A Mamusia Mamusi Kubusia przyjeżdża już w sobotę w nocy. Czekamy.
A Synuś dzisiaj z Tatusiem nauczył się nowej super sztuczki - podnosi na nóżki i staje! Oczywiście przy pomocy, ale już prawie prawie sam ;). Mama się wruszyła, bo najpierw ich przez okno zobaczyła jak z pracy wracała, później Synek się z radości uśmiechał i śmiał, a później sztuczkę taką pokazał... oj... a na deser usiadł sobie na pupie z leżenia na brzuszku... Słabo???? 8 miesięcy wcześniak... Waleczne serce nasze... Kupiłam 8-kilową dynie i będę pyszności dyniowe robić (cocia Benia - zainspirowałaś mnie, bo dawno nic dyniowego nie było ;)). Dzisiaj lepiej spałam, Mały też, a Tatuś jeszcze w nocy czuwa. W robocie już się zaczyna sraczka. Przypomniałam sobie, co znaczy stres... Oj się będzie działo, ale zesram się nie dam.... ;). PS. Chyba fotek z widokiem z biura nigdy nie wrzucałam, muszę nadrobić, bo super jest, mała próbka z telefonu. Dosyć już tego... lunatykuje... padam na pysk i zaraz idę spać. Jak się nie uda zasnąć, faszeruje się Kubusiowymi kroplami na sen/uspokojonenie ;)... W pracy niby spoko, ale ciężko mi wysiedzieć... szczególnie że z niewyspania zasypiam na siedząco... 1.5 godzinne spotkanie było naprawdę wyzwaniem... Jak ja kiedyś byłam w stanie przetrwać na 8-godzinnym i dłuższych nasiadówkach??? No idea.... Kubuś z Tatusiem oglądali dzisiaj mieszkanka. Na razie nic. A na kolację Kubuś wcinał serek z takim apetytem, że nie mógł cierpliwie wysiedzieć i popędzał mnie rączką... Na deser ciasteczko i Synek generalnie wyglądał jakby jadł kolację wraz ze świniami, z koryta, w chlewie.... Masakra. Zdjęć brak, bo i tak by się do publikacji nie nadawały.... Poza tym zapomniałam powiedzieć, że w niedziele Dziubek nasz pierwszy raz podniósł się z plecków do pozycji siedzącej! Mówiłam? Nie wiem, nie pamiętam... Kubuś z Warszawy jest generalnie na podobnym etapie różnych działań i dalej jak my skupia się na robieniu kupy (dodatkowo z wysiłku oczy zachodzą mu mgłą ;) u nas tylko wypieki się pojawiają i te odłosy stękania na pół wsi słychać....), bujaniu się i pseudo raczkowaniu, pełzaniu, gadaniu, i od nowa sraniu itd itp i tak w kółko ... Jak to wujek Marek Krzemusiowy ujął nasze kochane "gówniane szczęście" :). Dobranoc. OBY! BO JAK NIE, TO SIĘ NAPRAWDĘ WKRZUĘ (dobrze czasem tak złe moce postraszyć... ;)).
Trzeci dzień zmagań w robocie. Dalej chill out. Komputera nie mam, będzie może za trzy dni... Wygasły mi wszystkie konta (jak chłopaki usłyszeli, że jestem po 8 miesiącach przerwy to się za głowy złapali... roboty po pachy będą mieli... a wiadomo, że informatycy najbardziej lubią śledzić co nowego w sieci, a nie zajmować się jakimiś tam userami... ;)) i wsio trzeba "postawić" na nowo... Szefa nie ma, będzie w piątek. Zespół jest i nie ma, będzie jutro. Przestawianie się dalej trwa - jakaś makabra, w nocy spać nie możemy, w dzień senni jak misie w sezonie zimowym... Mały też walczy. Tam przestawiliśmy się w dwa dni, tutaj mija tydzień, a my dalej walczymy. Rano jest ciemno jak w d...pie wiadomo u kogo. Godzina 9 rano, a tu jak ciemna noc. W ciągu dnia też szaro buro i pewnie słońce zobaczymy w kwietniu (jak dobrze pójdzie). Oj ciężko, powiadam Wam. Mąż szuka inspiracja, ja szukam sensu, Kubuś szuka atrakcji. Czyli wszystko w normie ;).
Miesięcy 8 skończone mamy! Skarbek trzyma sie stołu i chodzi dookoła mocno się trzymając tudzież korzystając z asekuracji Mamusi.... A jak się miota po podłodze próbując szybciutko się przemieszczać tudzież wstawać .... Ale ten czas leci.... Walka, mega zmaganie się – maly probuje sie usamodzielnic. My też tak walczymy z różnymi rzeczami, ale zamiast na podłodze miotamy się po prostu, po swojemu... Jak to w życiu, nieważne czy niemowlaka czy dorosłego - nic łatwo nie przychodzi, na wszystko trzeba ciężko zapracować, a ćwiczenie czyni mistrzem ;). PS. Zapomniałam wspomnieć, że wczoraj zaczeliśmy poszukiwanie nowego lokum bliżej biura, bo z tymi dojazdami zwariować można. Dwa "cuda" oglądaliśy, jedno nawet z widokiem na zoo (dwa misie akurat się przechadzały na wybiegu...), ale jak to mówią dupy nie urywa ;), więc szukamy dalej... Już widać, że łatwo nie będzie... Rosyjski styl rządzi ;).
Oj Wielki Dzień! Kubuś pierwszy raz odwiedził prawdziwy klub dla dzieci i miał mini zajęcia z Panią instruktorką baby fitnessu (super sympatyczna eks zawodowa gimnastyczka) ;). Oczy miał wielkie jak zawsze, i jak zawsze z wielką ochotą poznawał nowe atrakcje tego świata. Ubaw mieliśmy niezły. Spodobało się, więc będziemy czasem klub odwiedzać. Następnym razem na zajęcia z innym małolatami, bo dzisiaj miał VIPowską lekcje indywidualną dzięki ciocie Dodzie, która to właśnie taki fajny klubik dla dzieciaków otworzyła. Tatusiow najbardziej ze wszystkich zajęć spodobały się zajęcia "Zostań gwiazdą" ;), ale na szczęście Synek jeszcze za maleńki... Codziennie o 10:30 są zajęcia Montessori, więc spróbujemy, bo jak to działa. "Maria Montessori (1870-1952), włoska lekarka i pedagog. Jedna z największych reformatorek wychowania przedszkolnego. Twórczyni "metody Montessorii", która kładzie nacisk na umożliwienie dziecku swobodnej aktywności oraz kształcenie jego zmysłów. Głównym zadaniem pedagogiki Montessori jest wspieranie spontanicznej i twórczej aktywności dzieci oraz danie im szansy na wszechstronny rozwój fizyczny, duchowy, kulturowy i społeczny. Cele te są realizowane między innymi poprzez rozwijanie w dziecku samodzielności i wiary we własne siły, pracę nad osiąganiem długotrwałej koncentracji nad wykonywanym zadaniem, wypracowanie postaw posłuszeństwa opartego nie na zewnętrznym przymusie, a na samokontroli." A tak wygląda Mamusia po przyjemniackiej drzemce popołudniowej... ;)... i fan TVN24 oraz reklamy Park Juracki ... i dowody na czworakowanie... oraz coś tam coś tam i kolejne dowody, tym razem na self service przy karmieniu ;)
Ale data co? Plus Święto Niepodległości. A w Polszy zamieszki i rozróby... Aż wstyd patrzeć jak jakieś gnojki atakują Policję, niszczą czyjeś rzeczy... Agresorzy cholera jasna i to w taki dzień... Chociaż co to za różnica jaki dzień... Prałabym bez zastanowienia, gnojki. A ja drugi dzien w robocie ciut bardziej intensywny i myslenie o Kubusiu czestsze... Aż mi maz zakazal dzwonic, bo niby co chwile dzwonilam... Oczywiscie nieprawda, ale niech im bedzie. Ale generalnie chill out. Zaczynam się oswajac z cyferkami i przypominac sobie zapomniane zawilosci marketingowe branzy tytoniowej ;). Mozg się lasuje, ale pewnie dzien po dniu bedzie lepiej. Ogólnie rzecz ujmując cisnienie dwa razy wieksze niż kiedys i lekko nie bedzie. Ale jakoś tak majac w glowie duzo miejsca poswieconego Kubusiowi, wydaje się że damy rade nie zwariowac. Pozyjemy zobaczymy. Zazdroszcze Pawlowi, że bedzie mogl poswiecic czas na burze mozgow w dowolnym temacie i że bedzie mial na to czas i w ogole fajnie ma. Ja też mam fajnie, bo nareszcie z domu ruszylam i mogę cos cos tam pokombinowac i nareszcie wsrod ludzi. Fajni wszyscy mnie witaja i poki co jest milutko. Pewnie za jakis tydzien się okaze, że wolalabym zostac w domu... Ale to dopiero za tydzien ;). Przestawiamy się z czasu dominikanskiego, ale cos ciezko idzie. Kubus generalnie urzeduje noca i jest marudny dniem. Dzisiaj lepiej zdecydowanie, ale obudzil się o 22:00 i rzedowal do pierwszej.... Lepsze to niż od pierwszej do trzeciej w nocy jak wczoraj... ;). Musial wstac dzisiaj, bo przeciez newsow na TVNie zapomnial obejrzec i nie wiedzial co się w kraju tudziez na swiecie dzieje... Po obejrzeniu w absolutnym skupieniu i ciszy, postanowil na predce pochwalic się nowymi sztuczkami - podnoszeniem się z plecow do pozycji siedzacej, raczkowaniem i robieniem trojkata (czyli dupa na czubku a nogi i rece wyprostowane oparte o podloge...). Następnie wziął udział w mini disco, zorganizowanym przez Mamusię. Hot Chip Ready for the floor bardzo mu się podobało, ale Adele Rolling in the deep też nieźle wypadła ;)... Pozniej wykorzystal paszport (czyli nasze rece) i pozwiedzal dom - wszystko ok. Teoretycznie powinno wystarczyc, ale niestety trzeba było zaliczyc placz, butle, ryk, wode, ryk wiekszy bujanie, ryk, rece-lozeczko-rece-lozeczko, zagladanie przez okno na swiatla u sasiada (a propos podpatrzylismy że ma prawdziwego kucharza ubranego jak restauracji luksusowej, ktory dzisiaj dielal szaszlyki na tarasie....), ryk, kropelki uspokajajace, ryk, cisza. Oby jutro już wrzucil na luz, bo nam też baterie się wyladowuja powoli ;). Jutro od rana ogladamy mieszkania, a pozniej jedziemy do Baby Clubu ktory otworzyla kolezanka. Tatus zmienil opony, wiec zima nam niegrozna... Sniegu napadlo jak na Boze Narodzenie, wiec dziwnie jakoś się przestawic z tropikow na ta zimnice... PS1. Mysl - mowilam o roznicy między Rosjanami a Amerykanami podpatrzonej na urlopie? Generalnie obie nacje sa wscibskie, ale roznica polega na tym, że Rosjanie obserwuja i podpatruja, a Amerykanie po prostu zadaja tysiace pytan... Kto wie wiecej? Rosjanie!!! Kurde z ludzmi slowa nie zamienilismy, a wiedzieli o nas wszystko, co kiedy i jak. Lacznie z tym, że ciekawe gdzie bylismy jak sobie gdzies tam pojechalismy? Slaob??? I to nie jedna para. Wszyscy z ktorymi mielismy jakis kontakt... Czuwaja na maksa... I tak sobie to przypomnialam, bo dzisiejszych konwersacjach w biurze... Oj dobrzy sa... Szacun. A pewnie to czym się dziela to tylko ulamek z calosci posiadanej wiedzy na temat czleka drugiego ;). PS2. U nas już śnieg nie na żarty.... Pierwszy Dzień w pracy. Czuję się jak pierwszoklasistka ;). Nowe twarze, nowe wyzwania ... ;). Gatka szmatka, plotka srotak i już po chwili się czuję, jakbym przerwy nie miała. Ale po dłuższej chwili już jednak czuję, że miałam przerwę... znaczy się nic nie pamiętam i koło południa padam na twarz.... Żeby się nie narażać na niepotrzebne kontuzje, wcześniej się z pracy urywam. Na tejże fali uczniaka-wagarowicza, będąc na cudownych zakupach w lokalnym Aszanie, zakupiłam piękny czerwony zeszyt formatu A4. Na dobry początek. Mężowi też zakupiłam zeszyt na dobry początek, ale granatowy. Śliczny. A Kubusiowi, żeby mu przykro nie było, na nową drogę życia zakupiłam nowego świeżutkiego pachnącego Kubusia Puchatka (wieczorową porą spotkał się z brutalnym odrzuceniem... widać przyjaźń jest ważniejsza niż czystość i świeży zapach... wygrywa stary dobry śmierdzący i z lekka przybrudzony Miś, którego jakbyście nie prali, w ciągu 24h wraca do wyjściowej stanu ogólnego ściorania...). Zapasy uzupełnione, a dla Kubusia różne pyszne nowinki zakupione. Mały będzie miał teraz wypasione menu dla starszaków, a nie jakieś tam papkowe popierdółki nudne dla małólatów. Rano będzie kaszka i owocki, później warzywko, mięsko pyszne (z odrobiną oliwy z oliwek) oraz deserek owocowy, a na kolacyjkę serek, owocki, ciasteczko albo i nawet dwa oraz soczek. Mniam. Chłopaki mieli umiarkowanie udany dzień – Kubuś się jeszcze przestawia i jest generalnie marudny. Ale udało im się nawet samym (bez Aleksieja!) pojechać do pobliskiego sklepu i zakupić klucze do kół – numer 17 i 19, cokolwiek by to miało oznaczać... Kubuś ponoć zachwycony częściami samochodowymi różnymi, oczy jak zawsze wytrzeszczał... ;). Poza tym muż dokonał makabrycznego odkrycia – „nic dzisiaj nie zrobiłem!”. Tak oto na własnej skórze przekonał się jak to mija cały dzień z Synkiem ;). Oj ale się za nimi stęskniłam... Moje kochane Miśki... A wieczorem po raz kolejny widok obłędny – moje chłopaki pod prysznicem ;). Kubuś dalej próbuje odkryć „skąd ta woda leci?” – oj ale się lampi i głowi i nic, nadal niewiadomo jak i skąd to leci ;)... PS. A obok - Mamo, Tato, to ja! Wczoraj szczęsliwie wylądowaliśmy na lotnisku Sheremtyevo. Przywitał nas Aleksiej, 2 stopnie na plusie i lekki śnieg. Ale u nas na wsi już na minusie, szklanka na drodze, śniegu po kostki... Welcome home!.... A jutro do roboty... Taaaa... Chto diełać... taka je realita...
Cały dzień minął niewiadomo kiedy... Tatuś biegał i załatwiał sprawunku różniaste, a my z Synkiem i ciocią Lwem pakowaliśmy bagaże ważące tony (Tatuś w trakcie rewizji stwierdził, że mamy chyba ze 100 kilo nadbagażu... Mamusia miała plan, żeby jeszcze sklep dla dzieci zaliczyć, ale dobrze, że nie wyszło, bo Tatuś naprawdę by się już wkurzył na maksa, a tego przecież byśmy nie chcieli ;)), plotkowaliśmy, ciut odpoczywaliśmy, pyszności jedliśmy i w ogóle super nam było. Synek Ciocią zachwycony, a Ciocia Synkiem. Kółko wzajemnej adoracji ;). Żałka wracać, szok.... Szkoda, że nie można tak dłużej albo na przykład zawsze... Powspominaliśmy, wszystko i wszystkich obgadaliśmy, status wszystkiego nawzajem wyniemiliśmy i na razie tyle musi wystarczyć... PS. Nie wspominam oczywiście, że dla niektórych "trochę Dominikany" skończył się dość uciążliwym bólem głowy i ogólnym osłabieniem organizmu! ;).
Punta Cana - Frankfurt - Warszawa - VIP LOUNGE u Cioci Lwa i Wuka Szczura.... CDN
|
Archives
October 2014
|