Domyślam się, że co niektórzy są ciekawi jak to wszystko się skończyło... A skończyło się dobrze i szybko ;). Już dwa albo trzy razy jajkowe zakupy robiliśmy i w międzyczasie kolejną 50-tkę od Babci Cecylii zjedliśmy ;). Także pamiętajcie - jeśli zdarzy Wam się kupić 300 jajek - spokojnie 3-4 tygodnie i po wszystkim ;).... (oczywiście uwzględniając pomoc sąsiedzką :).
0 Comments
Synek patrząc na podane przez Tatusie danie - "Czy to jest żółw? Ja się tylko pytam! Czy to jest żółw?"... (makaron ze szpinakiem, i jajkiem sadzonym faktycznie wygląda podobnie do żółwia....). Pytam się Pawła czy ma ochotę na coś konkretnego w tygodniu, a Tatuś że na nic konkretnego, ale że mielonego by chętnie spałaszował. Na co Synek "Nie mamy mielona, to nie zjesz. Mama!!! Mamy mielona? Widzisz, nie mamy mielona. Ja szukałem, ale nie ma mielona. No przykro mi".
zaczynamy "reżim" ;). Znaczy to, że Babcia pojechała do domu i będziemy teraz przez kilka dni dzieciaki doprowadzać "do formy" ;). Oj łatwo nie będzie. A logistycznie? Aż się boję ;).... Mały stęka, a wieczorem bez bajki opowiedzianej przez Babcię to w ogóle będzie masakra... A Julka głównie do noszenia na rękach przywykła, więc się dziewczynka nieźle zdziwi ;)... Oj kciuki trzymajcie!
że niby chwila minęła od ostatniego wpisu, a tu ni stąd ni zowąd półtorej miesiąca... Jak? Ponoć czas szybko leci ;). Sporo się działo, coś tam się wydarzyło, ale generalnie wszystko w jak najlepszym porządku, tylko czasu brak. Biegamy jak zwariowani i ciągle za mało tego czasu. Nie będę po raz setny obiecywać poprawy i większej systematyczności we wpisywaniu historyjek naszych, bo jak sami wiecie mija się to z celem... ;). Może jednak akurat w ramach wiosennych porządków coś z tym zrobię... ;). Tak, wiosna przyszła, zima w tym roku jakby jej praktycznie nie było. Fajnie. Dzieciaki rosną i słodkie takie, że garściami tylko jeść. Fluffo działa i prężnie się rozwija, a my jak to cieławieki zwyczajne raz w lepszych raz w gorszych humorach ;). Z wiosną jednak miłość kwitnie i chce się coraz bardziej różne rzeczy robić. Urlop by się przydał według mej oceny, ale póki co firma nam nie pozwala, byle sezon przetrwać, to jak pojedziemy gdzieś w piguły to szybko nie wrócimy ;). Póki co plan wyjazdów weekendowych czas zacząć, co by wiosna i lato za szybko nie umknęły ;). Ciepło i wiosennie pozdrawiam mając za plecami mega piękne i mocno świecące słońce dni niedzielnego i kwitnącą cudnie wiśnie! PS. Poniżej z cyklu "dla każdego coś dobrego" ;). A przez najbliższe dni fotki i relacje z ostatnich tygodni wrzucać się zobowiązuję (chyba z ponad 6 tygodni?! o matko.... jednak lepiej na bieżąco chyba... ;)).
Co by Tatuś i Wuj Bart samotnie nie wędzili, postanowiliśmy ich dziś wesprzeć ;). Sezon grillowy przy okazji możemy uznać za oficjalnie rozpoczęty. Synek wyszczerzony z radości, że wreszcie DZIAŁKA!!! Julka jeszcze nie do końca uroki działki możemy docenić, ale też uradowana bo "dżampowała" z ochotą ("dżampowanie" to ostatnio najbardziej ulubione zajęcie zaraz obok GADANIA NA POTĘGĘ, polega ono na odpychaniu się nóżkami od jakiegokolwiek podłoża, byle można dżampować czyli skakać po niemowlęciemu ;)).
Oficjalnie pożegnaliśmy się z Anteczkiem... Oj smutkawo było, ale Synek już w nowym miejscu prawie "zaklimatyzowany" ;), więc jakoś tak bez większych problemów poszło. Znowu wychodzi na to, że z tego wszystkiego Mamusia najbardziej posrana... A Synek jak przystało na dzielnego rycerza, stanął na wysokości zadania ;). Trochę łez było, dużo tłumaczenia, ale finalnie SUKCES ;). No i okazuje się, że miejsce Alicji w bardzo szybkim tempie zajmuje NATASZKA, co ma "piękne oczy" ponoć... Synek maślane oczy swoje robi i zapowiada się an nie
Dziś zaczęliśmy oficjalne świętowanie ;). Najpierw w Anteczku, poźniej w domu. Szał powiadam. Sprzątania na najbliższe 3 tygodnie, ale warto było ;). Jedyny niesmak, to to, że Julki nie ma z nami. Od poniedziałku poleguje w szpitalu - teraz Babcia jest na zmianie, żebyśmy my mogli razem świętować. Nic poważnego - zapalenie oskrzeli, ale u takich małolatów antybiotyk przyjmuje się dożylnie, więc niestety musieliśmy się położyć. Warunku super komfortowe, bo szpital prywatny, ale cała reszta jak wszędzie w służbie zdrowia, tylko mnie szlag trafia, że za te pieniądze człowiek też musi znosić brak czasu lekarza tudzież nadętą minę pielęgniarki. Masakra. A w kuchni dla rodziców nawet cholernej herbaty czy cukru nie ma. Dramat. Omijajcie z daleka ten przybytek, bo ani wyjątkowo dobrze nie leczą, ani się nie starają, a za hotel płacić tyle kasy dziennie to przesada. Bristol kosztuje połowę ten ceny.... A wracając do Jakuba Pawła - cóż więcej dodać... zabawa po pas ;). Młody prze-szczęśliwy z permanentnym oczopląsem ;). Oj zazdroszczę Synku, ja do niedawna średnio swoje urodziny lubię... Ciekawe why?... ;).
|
Archives
October 2014
|