No i się doczekaliśmy! 5 godzin drogi i już jest Wujo Wiesiu z Ciocią Gizą! Zdążyli nawet przed kąpielą i zabawy się odbyły różniaste i popisy były (głównie tańce były pokazywane ;). Chłopaki samochodzikiem zdalnie sterowanym szpanowali, bo Wujo prezent Synkowi zrobił ;). Nie wiem sama czy Wujo i Tata bardziej ukontentowani, czy Synek? :). Biesiadowanie rozpoczęte z hukiem, jutro kontynuacja ;)!
0 Comments
Synek mówi Mamusia... :). Woła z taką słodyczą „Mamuś” albo „Mamusiu” albo „Tatusiu”... oj zwariować można. Niby nic, a krew w żyłach się ścina... Och te dzieci... Czym by życie było bez nich... Babcia zakochana, Synek w Babcię wpatrzony popisy kontynuuje i czaruje... ;). Mamusia się przymierza do pichcenia specjałów na weekend. Ciasto już ready. Mniam!
Czego to Mamusia nie wymyśli, żeby Synka od TV oderwać na chwil kilka... W kółko tylko TIMMY, TIMMY i TIMMY... Już nawet Krecik i Tridulki ma gdzieś... Timmy nasz Timmy... I tańce i hulanki i oczy jakby wlepione w ekran i w baranka Timmiego.... Poza tym wieczorem z Babcią na zakupy spożywcze się wybrałyśmy i przyznać trzeba, że Gwiazdka w sklepach pełną gębą, a ja się nie mogę doczekać zalewu piosenek kristmysowych, Last Christmas, Gingle bells, Going home for Christmas, Santa Baby itp itd.... Oj fajnie będzie ;).
O jak dobrze! Babcia już jest! Jestem ocalona! Męczniem buły mogę się podzielić ;). Chociaż przyznać trzeba, że Synek w dużo lepszej formie. Kaszle jeszcze bardzo, ale oczka już super duper. Babcia przywiozła gadżety i prezenty różne, a Synkowi najbardziej wpadły w oko Mamusine różowiutkie kapcioszki ;). I co z nim zrobić??? Na łapu capu wszystkim Babci się chwalił i pokazywał swoje sztuczki różniaste, a wieczorem na pytanie "Kto dzisiaj czyta bajkę?" szybko odpowiedział: "Baaba!".
U Pani Doktor naszej to chyba abonament powinniśmy wykupić... Synek standardowo grzeczny jak Aniołek, Miś także... Obydwoje przebadani. Wirusa nie mamy, ale coś bakteryjnego nam się przyplątało i dlatego oczka w takim kiepskim stanie. Poza tym gardziołko mamy zawalone... Na pocieszenie cały dzień jeździmy na hulajnodze tudzież gramy w piłkę, bo pogoda jak marzenie. Synek męczy bułę w przerwach zabawowych okrutnie i z tego wszystkiego, Mamusia swoją Mamusię na ratunek zawezwała ;). Babcia się stawi jutro, więc do przetrwania mamy tylko dzisiaj ;). A tak jeździmy na hulajnodze... Drugi filmik na dole, to dokumentacja sprzątania dla odmiany...
Oczka już obydwa przekrwione i ropiejące... Do tego katar lejący się z nosa... Marudzenie od rana, męczenie buły i inne klasyczne objawy złego sampoczucia... Chociażby uparcie się na założenie bluzy Mamy... I to koniecznie z kapturem... Nie ma innej opcji... Na rozładowanie napięcia, cudne spotkanie z włoską Sąsiadką Ewą ;). Mamusia oczywiście aparatu zapomniała, więc uboga dokumentacja, a się działo. Głównie Synek męczył bułe, wył i Mamę nawoływał. Ale oprócz tego Wujo Bartek w Master Chefa się zabawił i była pyszniacka zuba cebulowa i kaczuszka i pure ziemniaczano-marchewkowe i w ogóle Gessler pod stół spada. Dzieciaki miały wzloty i upadki, a Synek dał nam nieźle popalić. Jutro idziemy do lekarza... Ewunia to taka duża-mała mądra i śliczna dziewczynka. I pokazała name swoje artystyczne portfolio i już wiadomo, że Artystka z niej ogromna ;). A poza tym był Krecik (i awantura o krecika też była ;)), malowanie-wyklejanie takimi specjalnymi żelowymi coś-tam-coś-tam (fajne i niebrudzące!, ale zapomniałam jak się nazywa), gotowanie, jeżdżenia wózkiem, robienie ozdób biżuteryjnych i dużo innych atrakcji. Tym razem kąpieli nie było (chociaż Ewunia była zawiedziona, bo przecież też ma wanne ;)), ale za to jest pożyczona hulajnoga ("na 7 dni" ;)). Oj Somsiadów takich mieć to dobrze jest. PS. Fotki mamy jakieś, ale z Taty telefonu muszę skopiować. Tacy śliczni są Ta Dziewczynka i Ten Chłopiec, że chyba jakąś sesję specjalną zorganizujemy, co by piękno to na zawsze w kadrze zatrzymać ;)...
Oj cóż się działo opisać nie sposób. Rzut oka na fotki i widać bez komentarza żadnego, że szaleństwo i tyle ;). Jak ostatni raz się widzieliśmy, to bezdzietni byliśmy i sami dawaliśy nieźle czadu, ale jak widać nawet z dziećmi można się neźle zabawić. Mąż upichcił pyszności, Mamusia ciasto, więc coś i dla duszy i dla ciała ;). Fajnie, fajnie, szkoda że rzadko się nam zdarza i że czas tak szybko leci. Chłoopaki próbowali coś tam nadawać na wspólnych falach, ale jeszcze z rok, dwa i może to już być zupełnie łatwe. Synek w kiepskiej formie momentami, bo coś oczko nam ropieje i całe czerwone i ewidetnie go to męczy. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie, ale coś mam przerzucie, że się zbliża kolejna akcja pt. Pani Doktor i Dzielny Pacjent.... Oby nie. PS1. Pierwsze profesjonalne klocki lego już są ;). PS2. A na samej górze i na samym dole fotki z akcji "sprzątamy działkę" ;).
Niby z lupą trzeba było szukać, ale sik został zrobiony!!! Mamusia do żłobka po Synka wpada, a tam Ciocię i Synek bardzo podekscytowani. W trójkę Dzidzie próbowały w kółku magicznym, ale tylko Synkowi się ciut udało. I było brawo ogromne, bo i Ciocie biły i Dzidzie gratulowały... Oj to musiał być widok... Dobrze, że z wiekiem człowiek z nocnika przenosi się na kibel i nie ma towarzystwa... Chociaż może czasami byłoby raźniej ;).... PS. Poniżej Moi Chłopcy w trakcie pięknienia się... Wałki widać jak ulał pasują do twarzyczek ...
Jak ja mogłam przegapić taką perełkę jak Porter Damy (Henry James).... Się zaczyna tak: "Niewiele jest w życiu godzin milszych niż pora obrządku zwanego popołudniową herbatą. W pewnych okolicznościach sama ta sytuacja sprawia nam przyjemność, niezależnie od tego, czy pijemy herbatę, czy też nie, bo oczywiście są osoby, które jej nie piją. (...)". I co słabo? Aż chce się pić garściami pełnymi. Czyta się jakby się jadło super mleczną czekoladę wedla tudzież ichnie mleczko śmietankowe. Pycha i tyle... I film na dodatek jest. Cieżko będzie zdobyć, ale już namierzyłam sprzedawcę na Allegro ;).
Tatuś podpisał umowę i stał się wynajmującym lokal w Piastowie!!! Tak oto oficjalnie Fabryka Miękkich Ścian ma już swoją fabrykę, ale też biuro! I do tego kawał działki! Ale będziemy grillować ;). Póki co zamiast grillowania dużo sprzątania i remontowania... Remont Tatuś ma permanentny od roku, więc niby nic, a jednak - siedziba WŁASNEJ FIRMY to co innego! Się cieszę bardzo bardzo! A Tatuś dumny jak paw plany snuje i do działania się bierze. Maszyna jedna zamówiona, ekipy remontująco-budowlane i inne umówione, więc jak wszystko dobrze pójdzie to koło Świąt pierwszy panel miękkiej ściany będzie wyprodukowany! O szczegółach później, bo nie ma jeszcze strony ani wizualizacji ani nic takiego, więc nie będę się tutaj wytreszczać, a Was prosić o wysilenie wyobraźni... Mamusia za to do Londynu jedzie 3 grudnia rozmawiać o karierze dalszej. Wprawdzie jeszcze decyzji żadnej nie podjęłam oprócz przedłużenia urlopu wychowawczego, ale firma widać nie chce dać mi spokoju i już mi coś szykują na mój powrót rychły. Stęskniłam się za biznesem korporacyjnym, więc chętnie na 2 dni do niego powrócę ;). Synek na fotkach też jak widać karierę robi.... Uparł się, że w bluzie będzie się kąpał... Ogólnie bluzy i kaptury go ewidetnie ostatnio pociągają... Chyba w fazę buntu dwulatka wchodzi, bo nam daje nieźle popalić ostatnio ;). Foch, tupanie, krzyki, ryki, rzucanie przedmiotami różnymi i takie tamy manifesty wolnościowe... Cierpliwości czasem brak, ale super patrzeć jak się rodzi odrębny człowieczek i jego charakterek ;).
A w przyszły weekend Babcia Gosia i Wujek Wiesiu z Gizelą nas odwiedzą! Popichcimy coś i sobie poplotkujemy. I Synka popodziwiamy ;). A co! A propos pichcenia. Oglądam i oglądam te Come Dine With Me i inne kulinarne programy od miesięcy. Tak się naoglądałam, że naszła mnie nagła ochota na gotowanie. Pieczenie już mi zaczęło sprawiać przyjemność (porażka przy Żądle Osy poszła w niepamięć i jakoś się pozbierałam... ;)), a wygląda na to, że i gotowanie może nieźle wciągnąć. W końcu mam Mistrza w domu, więc mam się od kogo uczyć ;). Dzisiejsze menu to... na początek pieczarki zapiekane na trzy sposoby – z bryndzą, z ricottą i z mielonką z indyka, dalej indyk ze szpinakiem, z gorgonzolą i suszonymi pomidorami na spaghetti, a na deser przekładaniec wczoraj zgotowany. Mniam. Synek w Nudnym Stanie w ramach pakietu na zabawianie dostał wizytę na rynku lokalnym oraz weekendową wizytę w żłobku ;). Rodzice udali się na warsztat pt. „Nagroda i kara”, co by się w umiejętnościach rodziecielskich dalej rozwijać, a Synek w tym czasie szalał z Ciociami ;). I jak zwykle żłobka opuścić nie chciał... A wieczorem podziwiamy ludzkie talenty w Mam Talent... czego to ludzie nie potrafią ;)... PS. Zdjęcie Kubusia w bluzie to przykład na ostatnio ulubiony strój – bluza i kaptur na głowie... Spróbuj mu kaptur albo bluzę zdjąć... KRZYK i już...
Oj!!! Tatuś kolejny dzień z rzędu walczy poza domem, a nam powoli pomysłów na wspólne spędzanie czasu (bezkonfliktowe ;)) brakuje. Zakupy w hipermarkecie, pieczenie ciasta, odkurzanie i Krecik dzień cały niemalże. Jak ja się cieszę, że Synkowi się poprawia. Jak ja się cieszę, że weekend przed nami i Tatuś będzie Synkiem zarządzał. Jak ja się cieszę, że niedługo poniedziałek i pewnie pójdziemy już do żłobka. Jezu jak się cieszę chciałoby się zaśpiewać. Z tej radości Mamusia na powrót Tatusia przygotowała hot-dogi po głubczycku oraz pyszne ciasto zwane warstwowcem budyniowo-chałwowytm. Palce lizać powiadam. Wczoraj sukces wielki, bo Tatuś wynajął lokal w Piastowie na siedzibę Fabryki Miękkich Ścian!!! Będzie miejsce nie tylko na "fabrykę", ale też na biuro i szołrum tak zwany. Widziałam tylko na zdjęciach, ale wygląda super, a w realu podobno jeszcze lepiej. Się rusza interes! Tatuś po miesiącach walki z wiatrakami, przemierzaniu kraju wszerz i wzdłuż znalazł jakiś sensownych podwykonawców, producentów maszyn i innych potrzebnych do biznesu składników i z optymizmem (ale też mega stresem) patrzy w przyszłość. Szacun Tatuś - za odwagę, za pomysł, za samozaparcie, za niepoddawanie się kłodom leżącym po drodze, za łeb mądry, za smykałkę do technoligicznych zagadek, za wiarę i chęć brania od życia tego, co nam się należy ;). Podziwiam i kcoham nad życie. Jutro zrobię uroczystą kolację. A co! Niech Tatuś wie, że Mamusia z szacunkiem i podziwem patrzy na te zmagania i dążenie do celu. Nie mogę zapomnieć o wielkości Tatusia w ciągu dnia, bo ta Mała (dzisiaj wyjątkowo upierdliwa ;)) istotka, czyli Jakub Paweł co minutkę mi o Tatusiu przypomina - wykapany Tatuś ukryć się nie da! Kochać tylko nad życie można i tyle. Dobrej nocy i udanego weekendu! PS. Synek poniżej odkurza (z całej masy zabawek w Tesco Synek się uparł na odkurzacz i sam go osobiście do kasy zaniósł...) i rozmawia z Babcią Wiesią przez telefon... Opowiada o dwóch sprawach - o odkurzaczu i o Kreciku... W pewnym momencie strasznie krzyczy do słuchawki, Mamusia interwniuje i się okazuje, że połączenie przerwało, a Synek myslał, że Babcia po prostu nie słyszy, czyli trzeba głośno mówić... Dalej do już zabawa do upadłego, czyli pieczemy ciasto... Nie muszę mówić ile było później sprzątania... całe szczęście, że Synek ma odkurzacz, to wszystko pięknie szybko wysprzątał...
Ale ileż można o tej sztuce.... Przejdźmy do innych tematów, niezwykle zajmujących.... Synka już Tridulki i Teletubisie w ogóle nie intersują... Tylko Krecik i Krecik... Wrzask jest taki, jak się Krecik kończy lub Mamusia próbuje Synka sprzed telewizora zabrać, że krzyk głodowy to nic w porównaniu z rozpaczą po Kreciku... Pamięta już, co mniej więcej się dzieje w każdym odcinku, co zaraz się zdarzy. Śmieje się, chowa za fotelem jak lew na ekranie się pojawia, płacze jak Krecik jest smutny (albo pies płacze, bo wpadł do wielkiej studni...). Ogólnie rzecz ujmując przeżywa, jak nasze Babcie, Mamy i my kiedyś przeżywaliśmy Niewolnicę Isaurę bodajże w niedzielne popołudnie... Poza tym z nowości, to nie wiem czy pisałam, ale suszarka urosła do rangi ulubionego sprzętu (chwilę temu jeszcze wywoływała atak rozpaczy, bo Synek się jej bał i płakał okrutnie). Do rytuałów wieczornych dołączyło suszenie ogólne włosów i ciała całego. Nastawia stopy, kolana, siurka, pupę, pępek, rączki, nos i wszysto inne każąc sobie suszyć dokładnie kawałek po kawałku ciałko całe.... A jeszcze z dnia dzisiejszego - Synek w ciągu 2 godzin potrafi się zesikać 12 razy!!! Sobie teraz wyobraźcie ile te pampersy muszą wchłaniać. Żeby mu się rany lepiej goiły, to chodzi albo z gołą pupą albo tylko w spodniach, co by wietrzenie było. Podoba mu się bardzo. Mamie trochę mnie, ale czego się dla zdrowia nie robi... Nocnik nadal bardzo go bawi i mówiąc „siku” albo „kupa” ciągnie mnie do łazienki, że niby będzie sikał albo s...ał do nocnika. Ale nic z tego, udaje że siada i w nogi... A śmieje się przy tym jak szlaony. Taki etap mamy teraz – gra w „a mam cię...”.
Na spacery się odważyliśmy nawet dziś. Synkowi się poprawia ewidetnie. Męczy bułę, bo mu się nudzi i do Dzidzi chce. Mamusia zaczyna powoli tracić cierpliwość. Już zapomniała, jak to jest z Synkiem 24h na dobę... Oj... Kochać to jedno, a z uśmiechem na twarzy znosić zachcianki, marudzenie, beczenie, stękanie, krzyki, humory, grymasy, opowieści dziwnej treści, fochy, obrazy itp itd... Ale damy radę, bo jednak przyznać trzeba, że przez większość czasu Synek aniołkowaty jest i rozbraja Mamusię swoimi pomysłami, mądrościami, przytulankami, pogadankami i innymi takim słodkościami. PS.1 Poniżej - co tu robić, żeby się na śmierć w domu nie zanudzić ;)... PS2. Postanowiłam zostać Ostatnią Prawdziwą Romantyczką (żeby kontynuować tradycję rodzinną i przejąć po Lutku jego tytuł, ale w żeńskim wydaniu ;))). Czym się to objawia... Dla przykładu po WIchrowych Wzgórzach kolejna powtórka z przeszłości, czyli Dziwne Losy Jane Eyre. Oj te Siostry Bronte w klimacie Yorkshire to musiały coś palić jak bum-cyk-cyk... Skąd inaczej takie słodkości powieści romantycznej by się brały???
Szpital na peryferiał odcinek tysięczny... Walczymy... Synek jak kowboj chodzi, bo pachwiny, siurka i pupcię też ma całą w rankach... Mutacja wirusa bostońskiego z zapaleniem pieluszkowym. Dzielny jak cholera, ale widać, że cierpi... Robimy co możemy, żeby mu życie osłodzić, bo tak wzrusza to małe obolałe ciałko... Myszek kochany. Skarbek najdroższy. Już wiem jak to jest, jak się obserwuje swoje chore dziecko. Wszystko by się oddało, samemu by się zachorowało, byle to Maleństwo nie musiało cierpieć. Co ja gadam... Już "teraz" wiem???... A się już zapomniało jak to było, jak 2 kilo żywej wagi w inkubatorze leżało... Oj, wydaje się że to wieki temu było. Warzywko maleńkie, a teraz taki mały wojownik. Słońce nasze.
Chory na ciele, ale duch artysty w jak najlepszej formie. Podobnie jak na zdjęciach ze żłobka - powaga i skupienie maksymalne... Tak się stara, a jak się cieszy z efektów... Oj serce bije mocniej jak się na tą sztukę patrzy... ;)
Święto Niepdoległości, a do nas przyjechała choroba amerykańska, czyli wirus bostoński... Masakra podwójna... Ja stękająca, a Synek cały wysypany i obolały od samego rana. Tatuś na sygnale zawiózł nas na dyżiur do Medicover i się nam trafiła akurat Pani Doktor specjalista od chorób zakaźnych... Powikłań żadnych nie powinno być, ale Synka mamy odizolować od świata zewnętrznego i całą apteczkę zaopatrzyć i procedury maściowo-odkażająco-nalewkowe stosować. Całe szczęście, że Synek lubi zabawę w doktora i te różne zabiegi. Nawet mu to niezłą frajdę sprawia... Mazie po kolei podaje i każe sobie różne części ciała smarować. Kosmita nasz kochany. Się teraz Mamusia modli niemalże, co by na wczorajszej imprezie Synek Bostonem ekipy nie zaraził.... Najmłodszy był, więc jakoś się tam pewnie nie obściskiwał z dziećmi (głównie tańczył podobno...), ale nigdy nic niewiadomo...
Bez zmian. Leżę i jęczę... Masakra.... Synek z Tatusiem urzędują, a po południu wybrali się na pierwszy w życiu Kubusiowym Kinder Bal, czyli przyjęcie urodzinowe Marysi. Oj podobno zabawa była przednia, Synek wrócił z wypiekami na twarzy i spać nie chciał, tylko opowiadał i opowiadał ;). Fotek Tata za dużo nie pstryknął, ale może Ciocia Ania coś wyśle. Czekamy i na pewno się podzielimy ;). Mamusi strasznie żal, bo cała ekipa warszawsko-łódzko-krakowska się zebrała. A plany były szerokie. Miał być Dzień Tatusia, a Mamusia miała litr alkoholu zabrać. I jak zwykle nici z planów rozrywkowych. Jeszcze z rok i szpital na peryferiach może się skończy... Synek łapie odporność, a to Mamusia powinna chyba coś ze swoją odpornością zrobić... PS. Na fotkach słabo widać, ale Synek lansuje się ostatnio w precjozach Mamusi - nosi i obrączkę i pierścionek zaręczynowy i do tego klasycznie przegląda się w lustrze. Do stroju dziś postanowił dodać czapkę... A poza tym niezmiennie uwielbia siedzieć na fotelu i z przejęciem oglądać Krecika... I jeszcze chciałam powiedzieć - spójrzcie na te rzęsy... Ale on będzie czarował... Już to widzę...
Kaczor ma ksywkę DJ Trotyl i zupełnie zbzikował (wiem, że za każdym razem to powtarzam i wydaje się już nie może być gorzej, ale widać kole)ś ma nieograniczone możliwości zapadania się w swoje szaleństwo...), Tatuś z Mamusią się pokłócili, bo Tatuś chciał posłuchać kolejnego bzika PISowskiego Hofmana, który gościł u Olejnikowej, a Mamusia kategorycznie zabroniła wpuszczać w dom ten zakuty łeb i ..... (tutaj sypnęłam wiązką niecenzuralnych określeń), Janowicz doszedł do finału RG (rodzice nieźle w Syna musieli zainwestować, a dzięki nim cała Polska ma radość ogromną) - super chłopak i jeszcze pokaże nie-jedno, co by nam łezka w oku się zakręciła (z Radwańską niewiadomo, bo wzięła się za reklamę i "bez przesady" aż taka dobra nie jest...), Obama wygrał wybory i zostaje na drugą kadencją - jakoś tak się naenergetyzował i wigor chłopak odzyskał, aż miło patrzeć (a rodzina Ku Klux Klan - bo pewnie jacyś członkowie jeszcze żyją i nienawiścią zieją... - niezłego wkur....a musi mieć... oj, ale to się super w tym życiu układa i te przysłowia jak się pięknie stosują do rzeczywistości... raz na górze, raz na dole, woziła wilk razy kilka, powieźli i wilka, nie rób drugiemu co tobie niemiłe i tak dalej i tak dalej... Od kiegy Synek mówi KUBA tudzież Kubuś wszystko w domu jest jego... fotel Kubusia, więc nikt nie może na nim siadać, poduszka Kubusia (w rzeczywistości Tatusia...) i nikt nie może na niej leżeć (chyba, że Miś...) itp... Silne poczucie własności się ujawniło. Po kim? Guess... Tatuś się Synka nie wyprze ;). A za oknem to, co na fotkach... I jak tu w skowronkach być? Masakra. Idę poczytać Wichrowe Wzgórza albo obejrzeć jakiś wyciskacz łez. Niebo płacze, to nie mogę go zostawić samego. Wiadomo w kupie raźniej ;). PS1. Na obleśne listopadowe dni i wieczory oraz beznadziejnie niskie ciśnienie polecam herbatkę migdałową (Dilmah Italian Almond Team) - jak dla mnie niebo w gębie i słodycz na wszystkie słoty i szare dupoty. Mniam. PS2. A obok słynny już Duszek Kubusia robiący UUUUU... Układamy i takie tam puzzle. Synek jak co-dzień uprawia jedno z ulubionych zajęć - przechadzanie się po korytarzu i przeglądanie się w w ścianie z połyskiem... Komiczny jest. Uwielbia lustra, przegląda się, zagląda, kombinuje, jak się wystroi, to sprawdza, czy wszystko dobrze leży i w ogóle po prostu lubi na siebie patrzeć (czy to nie "Narcyz" by Łzy jest ulubioną piosenką Tatusia??? - To ja, Narcyz się nazywam; Przepraszam i dziękuję - ja tych słów nie używam ; Jestem piękny i uroczy - popatrzcie w moje oczy; Jestem przecież najpiękniejszy, a na pewno najskromniejszy"??? Chyba tak, albo przynajmniej na równi z Typem NIepokornym Stachury..... i jedno i drugie pasuje też Synkowi, jak brylant ;))). PS. Novum na tapecie, to suszenie wieczorne. NIe takie zwykłe suszenie włosów, ale całego ciała... Synek nastawia stopy, brzuch, siurka i inne części ciała, a Tatuś suszy... Radocha, że szok... :)
Dzień pełen wrażeń ;). Mamusia poszła dzisiaj do żłobka podejrzeć na monitorze Synka w akcji. Zabawa Andrzejkowa! Była Pani Wodzirej z firmy imprezowej Karuzela, były zabawy, tańcy hulanki, czary mary, tor przeszkód, wróżby, ganianki, konkursy i Mamusia musiała zmykać do domu, bo się o mało nie zesikała ze śmiechu... Ekipa małolatów jest rozbrajająca... Czego oni nie wymyślają... W jakie tarapaty nie wpadają... Jak się nie wywracają, jak się ni przytulają... Masakra... Synek wziął koleżankę w obroty i tak profesjonalnie ją w tańcu prowadził, że w końcu w środku kółka zostali umieszczeni... Tak się wyginał i tak przed Dziewczynką się pawił, że Mała, aż wypieków dostała... Powiadam Wam ubaw po pachy... A druga część dnia była już mniej zajmująca, bo Mamusia Synka zabrała do Pani Doktor - do dwóch Pań... Neurolog - zachwycony rozwojem Synka i mega zdziwiona, że jest sporym wcześniakiem - stwierdziła, że badając i obserwując go "oceniłaby" go na urodzonego w terminie i rozwijająceg się w ponadprzeciętnym tempie półtoraroczniaka! Brawo Synku! Synek wprawdzie komplementów nie przyjmował, bo głównie płakał i pokazywał drzwi... Ale jak się zaczął w końcu do lustra wdzięczyć i wygłupiać (taka reakcja chyba na stres...), to się Pani Doktor zapytała, czy zawsze taki szalony z niego Malec ;););). Wydaje mi się, że całe szczęście, że Synek charakter bardziej po Tatusiu - czyli natura refleksyjna z dodatkiem szaleństwa (po Mamusi), bo gdyby odwrotnie, to niezła jazda by była :)... U Pani Pediatry to już Pikuś, bo Pani się wykazała super podejściem do Maluchów i najpierw wszystko pokazała, zbadała Misia, a dopiero później za Kubusia się wzięła i Synkowi tak się spodobało, że jak się Pani Doktor rozgadała po obejrzeniu pierwszego ucha, to za rękę ją złapał i pokazał, że drugie ma jeszcze zbadać... Tutaj też wszystko dobrze i kaszel nieszkodliwy. Ostatnie 3 dni znowu się męczył bardzo i dał nam w nocy popalić, ale już dzisiejsze noc była suepr i widać, że ku końcowi się zbliżamy. Za to Mamusia katar i kaszel przejęła od Synka i średni się czuje... Niekończący się proces uodparniania ;). Pani Iwonka ze Żłobka pocieszyła mnie, że Kubuś i tak ma najlepszą frekwencję w Średniakach. Czyli nie ma co stękać. Dobrze idzie ;). PS1. No i dupa... Miało być 50 baniek, ale się nie udało.... Nic to, następnym razem. Szkoda, bo już plan wydatków miałam w głowie ;). A kolejki w Wawie do punktów lotto były mega. Naród nasz się jednak potrafi zjednoczyć w marzeniu... KASA KASA KASA... Za chwilę pokaże kolejną umiejętność w jednoczeniu się - zbliża się przecież 11 listopada... Znowu się będziemy wpólnie cieszyc i naparzać... Drama.... PS2. A na fotkach rozrywka w przerwie między wizytami ;).
|
Archives
October 2014
|