Mama wstała dzisiaj z łóżka, ale żołądek ewidentnie nadwyrężony... Oj co by przetrwać, to jutro będzie lepiej... Synek kontynuuje lansowanie się w nowych strojach, przegląda się w lustrze, szuka ozdób różnorakich i generalnie zna się już na rzeczy... Tatuś niepewnie się temu wszystkiemu przygląda, ale co tam ;). Popołudnie z Lwami i Sąsiadami na Skoroszach. Pyszne jedzenie polskie, że aż ślinka cienkie. Zupka grzybowa, kaczka i OPONKI! Mniam, tylko trzeba było rozpustę niestetey w nocy odpokutować... Tym razem z wirusem walczy nie tylko Mamusia, ale do Klubu dołączył także Tatuś... A Synek już zapomniał, że chorował.... Chyba to już zawsze tak będzie... Synek raz hop i już pochorować, Mama trzy razy dłużej, a Tatuś jedniodniówka i po sprawie... Rodzinka.pl powiadam.... Ciocie i Wujkowie fajni są i Kubuś przeszczęśliwy w odwiedzinach, rządzi się jak u siebie i rozpierdówkę klasyczną robi... Z całego zamieszania Ruda najbardziej zadowolona, bo dużo pyszności na ziemi ląduje, więc czujna jest i nieźle najedzona... Synek też wniebowzięty, bo Rudą fajniej się karmi niż Misia... ;). A na koniec plac zabaw i już do spania.
0 Comments
Taki fajny piątek! I taki fajny wieczór piątkowy z Lwami... A TAKA MASAKRYCZNA NOC I CAŁA SOBOTA... Rano mieliśmy jechać do Teatru Wielkiego, bo Tatuś kupił nam bilety na Szalone Dni Muzyki, ale kupa i to dosłownie z tego wyszła... Mama od drugiej w nocy wymiotuje (żeby nie użyć bardziej pasującego, ale brzydszego słowa...) i się załatwia delikatnie rzecz ujmując podejmując setki taktycznych decyzji czy najpierw siadać czy kucać... Niby małe decyzje, ale moga się skończyć niezłym dramatem... A Synek po środowych atrakcjach wymiotnych postanowiłam przejść do akcji kupowych... Za każdym biegunkowowym głośnym wypróżnieniem głośno powtarza "OO, oo, oo" dając do zrozumienia, że poszło... Gdyby nie Tata, to sama bym nie dała rady... Masakra. Chyba nigdy czegoś takiego nie przeżyłam... Nawet mega kac to pikuś w porównaniu z tym czymś...Synek w szoku przychodzi i głaska i przytula, nie wie za bardzo jak się zachować, ale widać że się przejmuje. Sam się źle czuje, a tu jeszcze Mamusia cierpiąca. Końcówka dnia już spokojniejsza i Mamusine myśli o zawezwaniu pogotowia stopniowo zaczęły ustępować. Nawet zaliczyła Mam Talent. I to by było na tyle... Dobranoc... Oby była dobra...
Laba się skończyła! Tyłek z kanapy podnieść nada, bo mąż w drodze, więc żona na szmacie i w garach dzionek cały ;). Oj jak dobrze, że już Tatuś będzie, bo zwariować można bez niego... a Synek od wczoraj używa tylko słowa TATA... TATA na wszystko... Aż ludzie w autobusie z politowaniem na nas patrzą... a taksówkarz z zaintersowaniem się wypytywał, czy Tatuś jest, czy może szukam... Stary erotoman gawędziarz ;)... Rodzinny spacer na "górkę" niedawno odkrytą ze zjeżdżalnią i kupą piachu i gatki szmatki stęsknionych małżonków ;)... Generalnie nie mam siły ruszyć ręką... Synek od 21:30 do 2:00 w nocy wymiotował... Przebieraliśmy się nie wiem ile, bo przy dziesiątym razie straciła rachubę... Biedny przy końcówce już nie miał siły się nawet podnieść... Finalnie zabrakło nam pościeli, więc spaliśmy z zarzyganej, ale po czystej stronie... Zapach się unosił w powietrzu mało przyjemny, ale już nie mieliśmy siły nawet zgasić światła... Po prostu padliśmy wycieńczeni. A rano Synek jak nowo-narodzony, więc udaliśmy się do przedszkola. Się okazało, że trójka innych dzieci też miała atrakcje nocne, ale już jest ok. Podobno 2 tygodnie temu jak Kubusia i właśnie tej pozostałej trójki to reszta dzieci przechodziła jakiegoś takiego wirusika krótkiego, więc widocznie finalnie nas też dopadło... Szkoda że Tatusia nie ma, bo samemu ciężko w takich razach... Ale za to popołudnie już super, Synek chętny do spacerów i przymierzania ciuszków jesienno-zimowych ;). Odkryliśmy kolejny placyk zabaw dla Dzidziusiów ;).
Tatuś pojechał walczyć ze swoimi próbami technologicznymi do Łodzi, a my sobie tęsknimy delikatnie i korzystamy z ostatnich dni fajnej pogody. A przyznać trzeba, że mega fajnie jest. Spacerujemy po praku lokalnym, nad jeziorkiem, bawimy się na placu zabaw i jednym i drugim i trzecim i zbieramy przepięknie kasztany (ulubione zajęcie Mamusi ;)). Czas sobie płynie, a my z nim w fajnym jesiennym nastroju i w oczekiwaniu na powrót Tatusia.
Chwilę temu tydzień się zaczął i już właśnie się skończył... Ale jazda z tym upływem czasu. Rodzice byli na grzybach, więc sami z Babcią w Łodzi urzędowaliśmy. Coś tam pichciliśmy, pracowaliśmy, leniuchowaliśmy, spotykaliśmy się ze znajomymi (pozdrawiamy wujka Andrzeja, Kaczmarków, Siemińskich, rodzinkę Małolepszych, Kubali , Nowickich - a w szczególności ślicznego Kubusia - przyszłego potencjalnego kolegę naszego Kubusia - chwilowo nie nadają jeszcze na tych samach falach, ale jak się różnica wieku wyrówna to kto wie ;)), zakupy robiliśmiy, orzechy zbieraliśy i pałaszowaliśmy, ciasto piekliśmy, krzyżówki rozwiązywaliśmy, ulubione programy kulinarne oglądaliśmy. Na koniec Rodziców objadem podjeliśmy, co by po urlopie mieli jeszcze chwilę chill out, a teraz już jesteśmy w domku. Wszędzie dobrze, ale wiadomo... 2 tygodnie poza domem i tęskni się nieźle... A w domku niezły bałaganik zostawiliśmy, ale do ogarnięcia, więc miło jest wracać. Synek jutro do żłobka, w bardzo dobrej formie, więc się cieszymy i uznajemy pierwsze chorowanie za zaliczone. Ciekawe ile jeszcze przed nami w tym roku... W końcu kiedyś odporności nabrać trzeba...
Co by nasz Skrzeczek się rozerwał, Mamusia zabrała go do Manufaktury. Zbliża się jesień-zima więc trzeba obczaić co tam ciekawego dają. Kupić nic nie kupiliśmy, bo Synek miał odmienne plany, bardziej rozrywkowe niż zakupowe... Oj, śmieszny Ptyś z niego....
Pierwsze "Cio to?" padło z ust Synka. Babcine kapcie poszły w użycie. Odbywa się samorozbieranie i samowycieranie (o samomyciu nie wspomnę, bo od dawna się robi ;)). Mówi się oprócz Tata, Mama, Baba, Beba, Dada i innych takich tam - Miś, Tatuś, pompa i coś tam coś, ale mi wypadło z głowy... Takie to postępy czynimy, a Mama aż nie nadąża z notowaniem i się strasznie zapuściła w notatkach.... Jakiś system systematyczny niezwykle muszę opracować... Tatuś po wczorajszych baletach ledwo żyje i na dodatek jakiś taki przeziębionowo-grypowo niewyraźny. A Synek w rozpacz poranną wpadł, bo Pawełek do domku pojechał... Tak się chłopak zaczął przywiązywać, że cierpi widać przy rozstaniu okrutnie. Wieczorem ponowne rozstanie tym razem z Bliźniakczkami i Agatką (taka ekipa słodka, że beret spada i jeszcze też bardzo fajnie z Ciocią Anią babsko poplotkować ;)). Ciężka ta vita (kto wymyślił, że dolce to nie wiem...). Pawełek coraz lepiej radzi sobie z zazdrością (sam się chwali, że ma ten problem, ale nad nim pracuje ;)), a Kubuś na sekundę go z oka nie spuszcza i naśladuje wszystko co tylko się da. PS. Forma zdrowotna Synka już super! Antybiotyk do wtorku, ale już nawet katarek odpuścił! Się cieszymy bardzo (nie ukrywam, że oczywiście najbardziej z tego, że Synek nie cierpi, ale że możemy w nocy spokojnie pospać i to sami bez naszego szlochającego rzepka to też źle nie jest :)))!!!.
Klasyczne przejęcie dobytku przez "młodzież" się odbyło. Siemińscy, Sumińsko-Witkowscy oraz Wujek Andrzej. Bez szczegółów, ale krótko "jak się bawić, to się bawić'. A co!
Się Synkowi pogorszyło. Noc ciężka, więc nie ma co czekać. Wracamy do lekarza. Zespół bolesnego ząbkowania trwa i infekcja górnych dróg oddechowych się ciut naprzykrza, więc dostaliśmy antybiotyk. Biedny Syneczek maleńki. Widać, że cierpi, ale taki dzielny jest, że beret spada, a duma piersi rozpiera.
Skoro i tak chorujemy to się z Tatusiem wybraliśmy do Łodzi, gdzie Tatuś będzie rzeźbił swoje panele ścienne. Ćwiczy i eksperymentuje, co by technologicznie biznes opanować. A my mu po prostu towarzyszymy, co by samemu w domu nie siedzieć. Kciuki za Tatusia trzymamy, ale wiemy że daleka droga przed nim. Frustracja jest, porażki też, ale i sukcesy różne. Jak już wszystkie zagadki rozwiąże to będzie niezłą karierę w świecie wnętrzarskim robić ;). Kciuki proszę trzymać, bo na swoim wcale łatwo nie będzietak od razu. Ale ryzyk fizy, kto nie ryzykuje, ten nie ma ;). A poza tym fun jest i to mega. A Tatuś ewidetnie odżył, od kiedy sobie kombinuje to tu to tam, to to, to tamto... ;). Mamusia też będzie niebawem przez proces wymyślania pomysłu na życie przechodziła (no chyba że wróci do korpo świata), ale na razie cieszy się tym, że po 15 latach harówki może się cieszyć luzem i nie martwić o jutro.
Lekarza zaliczyliśmy, bo Synek jakiegoś kataru męczącego dostał. Niby nic wielkiego, ale ząbki się dokładają i męczą go niemiłosiernie. Ciężko trochę i serce boli patrzać na cierpienie Synka, ale w ciągu dnia mu się poprawia i chętny jest niezwykle do pomocy różnorakiej. Szczególnie jeśli meble są do złożenia. Nareszcie przyjechał gabinet. Kolejny punkt z listy wykończeniowej zaliczony. Jeszcze z pół roku i wszystko skończymy...
Dokumentacji zdjęciowej brak, ale widowisko cudne... Zawsze kiedy myśle o naszych Sąsiadach Anicie i Kubie, to z wielkim szacunkiem i podziwem.... 3 dziewczyny i Staś w wieku Kubusia to naprawdę jak na moje wyobrażenie nie do ogarnięcia... A jednak całkiem nieźle im idzie ;). Naprawdę mega szacun. A dzieciaki super fajne i super wychowane i wielka przyejemność obcowania z nimi. Ubaw też po pachy trzeba dodać... A Rodzice zdążyli kolacyjkę pyszną zjeść i zaległe plotki uskutecznić i wieczór dobiegł końca... Szybko to wszystko leci... PS. Nie wiem czy pisałam, ale oprócz czwórki wyżej wspomnianej jest jeszcze dwójka pod czwórka i dwójka pod piątką i jedno w drodze pod dwójką i jedno już dorosłe pod jedynką. Do niedawna były same Baby, ale Kubuś, a później Staś złą passe przełamali, a teraz czekamy na kolejnego faceta spod dwójki ;). Jak się wychodzi na podwórko to harmidru się nie da opisać, nie wspominając o zabawch kreatywnych i konwersacjach zabójczych...
A po fajniackiej połówce dnia w żłobku, fajniacka połówka w domowych pieleszach... Tridulki niezmiennie zachwycają, kulki wielozbożowe są uwielbiane (KULKA należy także do ulubionych słówek wymawianych tysiące razy dziennie....), a Biały (czyli Miś z kolekcji ulubionych Misiów.... - dodam że słówko MIŚ stoi w jednym szeregu ze słówkiem KULKA....) dobrym towarzyszem zabaw różniastych jest...
Bo w poniedziałek można poleżeć przed telewizorem albo pójść do sklepu kupić buty na zmianę do żłobka I przy okazji nieźle się zabawić to tu to tam ;). A wieczorkiem Tatuś wraca do móżdżenia się nad sprawami biznesowymi ;). Podziwiam tego mojego muża, taki mega mózg ma i wyobraźnię ma i kreatywny jest. I jeszcze różne techniczne bajery zna. Czapki z głów!
Wszystko co miłe szybko się kończy... Tylko Synek stale w stanie szczęśliwości ;). Dziś gramy na trąbce i odpoczywamy sobie na schodkach... Ulubione ostatnio zajęcie... opoczynek na murku albo na schodkach... A już najfajniej jak się mu towarzyszy... Radość mega... ;). Spacer po naszej wiosce. Zabawy na placu zabaw. Rodzinna leniwa niedziela. Mniam ;)
|
Archives
October 2014
|