Słyszeliście nową (albo starą - diabli wiedzą...) reklamę Neti? "Kocie co tam w robocie?" ;). To będzie mój tekst do mojego "Starego" ;). Hi hi. Się zebraliśmy i do Zoo pojechaliśmy. A co. Po drodze Synek podziwiał wszystko jak by pierwszy raz był "w mieście". Oczy wielkie. Pana Kierowcę Autobusu zaczarował i żeśmy dobry kawał razem jechali tudzież na światłach stali, a Synek machał, buziaki słał i ogólnie czarował. A w Zoo to już słów brak. Czego tu nie ma. Synek z tych emocji przesiedział całą wizytę u Tatusia na rękach. A wszystko zaczęło się od akwarium. Małe rybki w biało czarne paski i Synek na cały regulator - ZEBRA!!!! Dalej było pdoobnie... Ubaw po pachy... Ale był też elementem traumatyczny. Zimno było jak cholera, więc i lew i zebra (ta prawdziwa) zostały w domu, co by sobie na mrozie tyłków nie zaziębić. Synek załamał się tym faktem i cała reszta dnia upłynęła po hasła "Ła ła, zibra ni ma. Ziba. Doma", co oznacza nie mniej nie więcej tylko - "Nie ma lwa i zebry. Zimno jest, więc zostały w domu". A co by emocji było jeszcze więcej w ten niedzielnie dzionek dwa Kubusie się spotkały i nieźle razem pobrykały. Oj pociechy nasze. Jeszcze chwile temu w brzuchach były (Krzemusia właśnie wspominała jak z Zanzibaru dostała ode mnie smsa - "jakie są pierwsze objawy ciąży"... oj ale to było dawno...), a teraz takie chłopy wielkie. PS1. Synek samogłoski już wszystkie zna... Łeb ma mały jak sklep jak babcię w trepkach... PS2. Od tego Zoo zostało nam "doma', "domie" i tym podobne. Kuba w domie. Miś doma. I takie tam...