Oj ciężka pierwsza połowa dnia – bez Tatusia bardzo ciężko... Poza tym Mamusi bolące gardło i ból głowy się przypałętał (Tatuś od tygodnia walczy z jakimś przeziębieniem i widać, że przeniosło się cholerstwo...), więc dwie drzemki Kubusiowe stały się drzemkami wspólnymi... Ale popołudnie było już super. I sampoczucie i rozrywka dobra, więc żyć nie umierać. Zamiast lansować się na lokalnym placu zabaw (tym bardziej, że dziś jakieś towarzystwo podejrzane się tam także lansowało i Mamusia nie wiedziała co z oczami zrobić... Synku wdzięczny nam kiedyś będziesz, że normalna rodzina Ci się trafiła... tak szkoda dzieci z rodzin patologicznych... matka i babka na ławce prawie nieprzytomne – w południe – a dzieci biedne niby się bawią, ale jakby mogły to by się pod ziemię zapadły... dorastają próbując być „niewidocznymi” i tak im już zostaje... a późnie zwą się DDA, czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików), to się wybraliśmy na miasto. Z tego Powiśla to wszędzie blisko mamy, więc dłuuugi spacer zaliczyliśmy i dotarliśmy do Parku Ujazdowskiego. Już zapomniałam, jak tu pięknie w tej Wawie... Wiem, że już stękałam, ale naprawdę... jakbym była turystą, to na pewno by mi się podobało. Po drodze się okazało, że niedaleko bloku super knajpkę otworzyli z leżakami i piaskiem przy małym oczku wodnym, więc w drodze powrotnej oczywiście przestestowaliśmy. A po drodze były i autobusy i machanie i motory i wyrywanie się i dzieci i rowery i hulajnogi i helikoptery i wozy opancerzone i nieopancerzone i antyterrośyci i inne cuda wianki bezpieczeństwa naszego chroniące (NYPD Bracie ;)). A na placu zabaw (superanckim nota bene) przepyszna zabawa i motor porzucony... ;). Co ten Dzidziuś ma z tymi motorami to nie wiem, ale miłością taką pała, że aż dziw bierze... A helikoptery z daleka słyszy i rączkami na niebo pokazuje i cieszy się jak wariat (podobnie jak pieska zobaczy... a jak piesek się da pogłaskać albo poliże, to Kubuś takie odgłosy radości wydaje, że do łez można się śmiać...). Tatuś dojechał szczęśliwie do Wrocławia i kibicuje. Co się dzieje!!! Grają jak zawodowcy! W kółko tylko już prawie prawie bramka... Stadion szaleje, więc Tatuś tam z Dziadkiem też pewnie z emocji czerwoni ;). GO POLSKA! GO!!! Zobaczymy co z tego będzie. Póki co 49 minuta i 0:0... A Powiśle i cała Warszawa (pewnie cała Polska) zwariowała pozytywnie. Wszędzie biało-czerwono i pozytywnie i fajnie i w ogóle zajebiste to EURO ;). Jak wracaliśmy to cały Poniatoszczak aż drżał o kibicowania. Fajne uczucie. PS1. Synek powoli ćwiczy wkładanie do dziurek klocków o różnych kształtach i kolorach. Ciężko, ale nie poddaje się ;). PS2. Fotka Tatusia-Kibica zrobiona chwilę temu w Biedronce w Blani, idealnie się wpasowuje w Piłkoszał ;). PS3. Qrwa mać 83 minuta i Czesi prowadzą 1:0... ja pierdzielę... PS4. No i dupa... Jedyne pocieszenie to, że Ruscy też odpadli... Świnia jestem, ale co na to poradzę... Ciut lżej na sercu...