Synek rozumie już po prostu wszystko, wszystko powtarza, wszystko umie już powiedzieć... Oczywiście prawie wszystko, ale buzie mamy kilka razy dziennie opadnięte jak koparki... ;)... Mogę, nie mogę, doma, domie, ciepło, zimno, mały, duży, zima, oooo, nie ma, jest, a kuku, szukaj, światło, drzwi, biegam (mówi bigam), siadam, skakam (katam), słucham, proszę, bardzo, dom, aha!, ojojoj, sipa (wysypać), wyjąc (wije), motor, dżipa, też, już (ostatnio jedno z ulubionych, nawet jak płacze to kończąc mówi - JUŻ...), chodź, kto to?, co to?, auto.... Więcej nie pamiętam, ale jest tego duuuużoooo więcje... Skąd taka pojemność tej małej główki??? Nasz Skarbek mądraskowaty ;). Tak się stara, tak uczy dzielnie, taki wysiłek we wszystko wkłada, to nie ma się co dziwić, że takie efekty mamy ;). Wyjeżdżam dzisiaj sprawunki pozałatwiać, a tu znowu Panowie z Oczyszczania Miejskiego (czy coś tam). I takie oto sobie zadaję pytanie: czy zawód śmieciarza to najszczęśliwszy zawód świata??? Nie znam drugiej takiej profesji, w której ludzie tak często by się uśmiechali. Nasi lokalny Panowie zawsze są szczęśliwi jakby byli szaleni, uśmiechnięci, dowcipni, oczy takie radosne i zadowolone. Panowie! To nie przystoi!! Polska to przecież! Co za dużo szczęśliwości, to niezdrowo ;)... O co kaman z tymi Śmieciarzami??? Synek wlepia nos w szybę, Panowie machają i się uśmiechają i głupoty wyprawiają, a jak się mijamy w bramie, to jakbym próbkę szczęśliwośći mijała. Radość, gatka szmatka i w ogóle. Proszę Ja Ciebie Kanada jakby Wujek Janusz powiedział. Nasi Panowie to jakiś wyjątek czy ten zawód po prostu tak ma??? Idźmy dalej. Kupiłam tulipany. Pomarańczowe. Chciałam fioletowe. Jak to sie stało? Jak zwykle siła perswazji... Pani rzekła "O, takie wiosenne, ładne" i już zamiast po fioletowe to sięgam po pomarańczowe. Siła sprzedaży. Kupuję, wracam do domu i mam wqur..a, bo przecież chciałam fioletowe!!!! Matko Święta, ale jazda. Jak sobie człowiek pomyśli, ile razy dziennie daje się wkręcać w te sprzedażowe gireki, to głowa zaczyna boleć. A ja stara wyga marketingowa, a też się daję... Widać taka nasza natura. Dobrze, że się skończyło na tulipanach, a nie na nowym żelazku....Dobra. Spoko. Następnym rame kupię fioletow. I niech tylko ktoś spróbuje... Rzeżuchę też kupiłam. Prawie. Do koszyka włożyłam, ale przy kasie nie wyjełam z koszyka i do tej pory pewnie sobie tam siedzi. Za to watę w aptece zakupiłam realnie. Przecież rzeżuchę mieliśmy z Synkiem wysiać i podlewać. Nic to. Nie poddaję się. Następnym razem kupię rzeżuchę i waty już nie będę musiała, bo przecież mam... PS1. Śpiewam ostatnio dużo Pszczółki Maji, Starego Niedźwiedzia i Kółka Graniastego... Tak wydaje mi się, że ze 100 razy dziennie śpiewam... A Synek tańczy i naśladuje różne rzeczy - na przykład je nogę jak niedźwiedź "zje"... Tak. Fajnie... ;). PS. Nie wiem czy już kiedyś pisałam o upadku mego ideału. Nieważne. Jest tak. Wiele lat, młodych lat za Bogusia Lindę życie bym oddała. Kochałam się w nim do szaleństwa, a Psy znałam niemalże w całości na pamięć. Się postarzałam i do Bogusia został wielki sentyment, a obiekt mych westchnień zajął mój mąż. I tak to sobie nieświadoma żyję, że młodzi, piękni i bogaci jesteśmy. Albo coś koło tego. A tu nagle w TV reklama Geriavitu. Kto reklamuje? Boguś. I jak tu dalej żyć Panie Premierze??? Świat do góry nogami. Masakra. Nie wiem jak się ogarnąć. Boguś jak mogłeś mi to zrobić???!!!PS. Męża broda wczoraj została ścięta. Dzięki Ci Boże...