Wszystko stanęło do góry nogami... Mama ma obsesję sprzątania, a Tata siedzi na kanapie z pilotem tudzież z Wyborczą! Niby to drugie to nic nowego, ale Mama na ścierce dwa razy dziennie, to prawdziwa sensacja... Wyobrażacie sobie jak się brudzi w takim małym mieszkanku??? Jeszcze po remoncie kurz opada, a Synek nie ma krzesełka jedzeniowego swojego, więc konsumuje wszystko na kolanach tudzież na podłodze sam (i to najbardziej pasuje, bo po pierwsze się najbardziej kruszy, a po drugie można jeździć jedzeniem po podłodze jak autkiem...) i powiadam Wam fifty fifty, znaczy się połowa w buźce połowa na podłodze... Poza tym dalej mieszkanie średnio mu pasuje (nuuuda straszna), hotelowo bardzo, ale za to jak się wychodzi na zewnątrz to bardzo a la „w wielkim mieście”, więc wtedy jest już wspaniale. I są te place zabaw wyczesane w kosmos i rozkapryszone małolaty w wieku różnym ze swoimi wyfiokowanymi mamusiami lub nianiami lub babciami lub ciotkami lub babciami z dziadkami. Raz trafił się Tatuś. Widać było na twarzy „I co ja robię tu???”. Ja mam chyba podobnie... Te baby jakoś mnie męczą (Córuniu nie syp Mamusi piaskiem, nie rób tak, nie brudź się itp itd... Rany Boskie! Po co do jasnej cholery się ładuje do piaskownicy... ja za to z mokrą głową, w dresach, no-make-up, starych brudnych tenisówach wspaniale wpisuje się w klimat placów zabaw.... dajemy razem na czworakach, przesypujemy co się da i ogólnie testujemy każdy centymetr podłoża pod bacznym, ale zgorszonym okiem Panusiowych mam i innych opiekunek... ;)), dzieci ( „moje”, „nie dam”, „zostaw, nie twoje”) też mnie nie bawią, ale za to Kubuś bacznym obserwatorem jest. Ale jest najmłodszy z ekipy, więc ciut jakby wyalienowany. I tak oto sobie siedzieliśmy, a ja tak sobie myślałam, że od samego momentu urodzenia człowiek zaczyna czuć się odizolowany i tak już w różnych sytuacjach przez całe życie będzie mu dane się odnajdywać... Maleńki człowieczek Kubuś, słodkoście z pięknymi niebieskimi wielkimi uśmiechniętymi oczkami siedzi sobie w tej wielkiej piaskownicy i obesrwuje grupkę dwulatków „kąpiących” piłkę. Jak któremuś się uda, to nawet bije brawo i cieszy się i uśmiecha. Ale nie może dołączyć do grupy, bo „za dzidzia jest” i nie umie jeszcze kopać piły jak koledzy starsi i wredna koleżanka („moja piła, zostaw”, „mamo, piła, dzidzia nie”). Ciekawe, czy czuje Kubuś kochany, że jest „poza” grupą, czy już rodzą się u niego kompleksy, czy pojawia się stres, złość, zazdrość??? Mamusia tego nie wiem, ale wie już na pewno, że Synka przed tym wszystko zupełnie nie uchroni i że szkoła życia nieuchronnie się zaczęła. Trzymaj się Synku, jesteśmy z Tobą i jakoś razem damy radę ;). Czekamy na transport z naszym dobytkiem, jak się pojawi, to wyładujemy to, co do Wawy i jedziemy do Blachowni resztę segregować i układać i znowu transporotwać do Wawy (ale dopiero w lipcu). Tatuś w weekend jest zajęty, a my będziemy z Synkiem zażywać przestrzeni u Babci. Oby tylko pogoda była.