No i po bólu ;)!!! Wprawdzie Misie poszły z nami do żłobka i Synek płakał przy odrywaniu od Mamy, ale zaraz się uspokoił, zjadł śniadanko z dziećmi, bawił się, był na dworze, spał, zjadł zupkę i się zdziwił jak Mamusia punktualnie o pierwszej się zjawiła ;). W ramach odstresowania po tygodniu adaptacyjnym Rodzice się z Ciocią Lwem i Wujkiem Szczurem umówili. Mamusia jabłecznik upichciła i wszyscy się nieźle wstawili ;). Oj jak fajnie być w Polsce i to we Włoszech (warszawskich ;)). PS. A tak wygląda spacer po okolicy... Nie dość, że trwa godzinami, bo Synek najmniejszemu kamyczkowi nie przepuści, to zaliczona musi być bułka albo lizak (zależy w którym sklepie lądujemy) i koniecznie kilka odpoczynków na murkach...