Tego dużego to już długo i jest to oczywista oczywistość. Ale tego Małego... Żeby aż tak... Jeszcze dwóch lat to to nie żyje, a ja już życie bym oddała... Nauczyło się to nasze Synki małego takich różności.... "O ti" + machania ręką (gest naganiania) oznacza "chodź". Masz kilka opcji "tuta" (tutaj) albo "tam". Tata o ti. Mama o ti. Taaaatusiu o ti. Mamuuuuusiu o ti. I tak w kółko sobie ćwiczymy i ciągamy Starszych po całym domu. "Tunel" znaczy tunel i oznacza mega radość jak samochodem w jakiś tunel wjedziemy, ale w domu także oznacza zabawy tunelowe. W szczegóły wchodzić nie będę, ale powiem że niezły aerobik mamy ;). "Ojec" znaczy koniec, czyli książka tudzież bajka (albo "pisiu" czyli pice) się skończyła. "Jesie cie " czyli jeszcze chce. Głównie jesie cie kawę albo herbatę... Uwielbia mały robaczek. Dalej przeżywa mój updaek i często każe mi spodnie podnosić i ranę pokazywać..... rana ziazi całuje, przytula i powtarza "mama bam, ojojoj"... Lubi też kości ogryzać. Nocnikować (czyli nie sikać, ale siedzieć na nocniku i czytać książki... wykapany Tata....). Sprzątać (choinka dzisiaj rozbierana, więc kujakiem - odkurzaczem - namiętnie i długo pracował ;)). I też lubi Szymborską. Książki namiętnie z naszej biblioteczki przegląda i "czyta". Dzisiaj się trafiło, bo z obrazkami się udało znaleźć! Jak bawi się nami miłość. Mamusia się wzruszyła, bo to historia taka tam bajkowa, ale zainspirowana wierszem Miłość od pierwszego wejrzenia Szymborskiej. I tą Szymborską się wzruszyła, bo to taka fajna babka była i takie mam cudne te wiersze. I w ogóle. "Oboje są przekonani, że połączyło ich uczucie nagłe. Piękna jest taka pewność, ale niepewność piękniejsza". "Każdy przecież początek, to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie".!!!!!!!!!!!
0 Comments
Za przerwę w nadawaniu gorąco przepraszam. Nadrobię w ciągu dniu kilku. Się nam instalacja przepaliła i internet chwilowo w ograniczonym dostępie. Ale damy radę. Się działo i dzieje, więc w skrócie coś tam coś tam skrobnę. Wszystko dobrze u nas i mam nadzieję, że u Was także. Happy Happy New Year!!!! A od serca - marzeń wielu i ich spełnienia.
Oj ten Sylwester ciut nas przymęczył ;). Dalej czuję się muzycznie zgwałcona, więc słuchamy z Synkiem muzy klasycznej i muzy z lat `50-`60 (rock&roll ostatnio ulubioną muzą Syna jest tuż za Kulfonem i Tik Takiem...) w ramach detoxu ;). A z Tatusiem pijemy wodę z cytryna i miodem w ramch detoxu poalkoholowego ;). Jeszcze chwila i dojdziemy do siebie. Chyba. :). Nogi bolą jak cholera. Dobrze, że mamy samochód w automacie, bo prawej nogi muszę tylko używać, a akurat prawa jest w lepszej formie. Lewa makabra przy każdym ruchu... Sobie czytam dalej starocie fajne w ramach odkurzania półki z książkami i odświeżania pamięci. Tramwaj zwany pożądaniem i Listonosz zawsze dzwoni dwa razy. Filmy też chyba zarzucę w wolnej chwili. A co tam. Mimo bólu nożnego, coś tam w domku ogarnęła, bo aż z kątów krzyczało "uprzątnij mnie".... Nawet pranie po wyjazdach świąteczno-noworocznych w końcu zakończyłam. I oto co odkryłam. Do tej pory korzystałam z proszku jeszcze ruskiego takiego specjalnego dla dzieci. Tak się do niego przyzwyczaiłam, że w końcu całe pranie tylko w nim prałam. Skończył się w końcu, więc zarzuciłam klasykę czyli jakiś vizir, ariel czy inne gówno. SZOK! Taki zapch intensywny i dziwny, że az się przstraszyłam jaką chemią to śmierdzi. Od razu zakupiłam proszek dla dzieci i Synkowe ciuchy raz jeszcze wyprałam. Nasze też będę prała w tych baby safe. Kontynuując temat Pani Domu.... rosół z kaczki i indyki zrobiony. Sałata z rukoli, roszponki i kiełków słonecznika na stole. Czekać tylko na pochwały Tatusią Kubusia Mężusia Mego Kochanego, który cały dzień walczy na Ogrodowej. Pierwsza maszyna przyjechała!!! Wanienka do flokowania ;). Jeszcze chwila i biznes zacznie się kręcić pełną gębą ;). A wieczorem... Gazeta. Książka. Film. Warcaby (2:1 dla Tatusia). Monopol (1:0 dla Tatusia...). A wszystkie te cudowności, bo zakończyliśmy współpracę z ntv i jeszcze na nową tv się nie zdecydowaliśmy, więc wybór programów mamy raczej skromny, a poza t i generlanie jak zawsze w telewizji - nic nie ma. PS. Jak co roku postanowień noworocznych czas, ale tym razem wcale ich nie ma bez liku, a jest tylko jedno. Masakra. Do żłobka biegliśmy po schodach do garażu i Synek się potknął i Mamusia co by Synka uratować rzuciła się na schody i rozłożyła się jak długa. Łzy w oczach, myślałam że się nie podniosę, ale Synek się wystraszył, łezka też mu się zakręciła i w kółko powtarzał „mama bum, mama bum”, „kuba bum” ... No i jak tu się nie pozbierać mimo bólu mega? Nogi potłuczone na maksa (nawet dziury w spodniach na kolanach...) – zanim straty oceniłam, to Synka grzecznie odwiozłam do żłobka jadąc na nogach jak z waty, bo obolałych jak cholera – dopiero jak wróciłam do domu, to się załamałam... chyba nawet w dzieciństwie nigdy tak sobie nóg przy upadku nie załatwiłam... Makabra. A przy czyszczeniu i zakładaniu opatrunku płakałam jak dziecko i bolało jak jasna cholera. Chodzić nie mogę... Leżę i kwiczę... Skoro leże, to może Panią Bovary poczytam. A co! Synek wraca i w kółko „mama bam”... ogląda ranę, przytula, całuje i bardzo się ogólnie przejmuje. Tak w ogóle to dzisiaj się w Synku zakochałam. Tak po prostu... taki jest cudny... Jest na etpaie „boję się”... ogólnie wielu rzczy się boi, ale najbardziej lwa („łała”) i sowy („uuuu”)... Odkrył na nowo Teletubisie (woła „misiemisie”) i naśladując robi kochamy się, tulimy się... a to ze mną, a to z tatą, a to z misiami, a to z tatą i mamą... słodziak... rozkoszniak... cudo... Oj.
Powrót do rzeczywistości. Śniadanko ostatnie, pakowania, pożegnania, podróżowania czas. A w domku choinka oklapnięta, kurz osiadnięty, lodówka pustkami święcąca, a i tak fajnie, bo się już stęskniliśmy i zmęczyliśmy całym tym podróżowaniem i balowaniem świąteczno-noworocznym. Synek cały czas wspomina pobyt mazurski (kua albo kułak w zależności jak się uda wymówić – czyli traktor zwany quadem, ogani... – czyli ognisko tudzież ogień w kominku, ciocie, wujkowie, hauhau czyli ruda znaczy pies, miau czyli kot, wóda czyli woda i takie tam przeżycia Kubusia), ale z wielką radością buszuje po całym domu i równie jest stęskniony co rodzice. Mamusia się za rozpakowaywanie wzięła, a Tatuś do Łodzi ruszył, co by swoją transportową furę odebrać (nie wiem czy pisałam, ale ma już Tatuś mały transportowy samochód i oddał go na przegląd w zaufane ręcę wujka Sławka). Synek pomocny jak diabli, sprząta, rozpakowuje, układa, podaje, kombinuje, naleśniki pomaga robić, pierze, rozwiesza i cuda wianki inne wyprawia. Kochać go Mamusia dzisiaj bardzo... taka słodka buźka i przytulasek. I mądrasek.... PS. Od jutra dieta cud!!! Masakra ... nawet nie liczę ile kilo do przodu... ale pysznie było i co zrobić? :)
Ogólne zmęczenie organizmu. Dobrze, że już jutro wyjeżdżamy, bo nie wiem czym by się to wszystko mogło zakończyć. Jeśli cały rok ma być taki jak pierwszy stycznia, to najlepiej się nie zapowiada... Od rana do nocy układaliśmy puzzle sztk 2000 i się nie udało nawet połowy pyknąć... jeszcze się rok dobrze nie zaczął, a tu taka porażka... Poza tym ciało boli z każdej strony, ogólne osłabienie organizmu daje się we znaki tudzież mega kac albo jego pozostałości. I jak tu żyć Panie Premierze??? Jak żyć? ;). Dobrze, że te wszystkie przeciwności losu w iście magicznym klimacie mazurskich jezior i doborowym towarzystwie. Krótkie podsumowanie wyjazdu: wybawieni, wytańczeni, upojeni, pysznie objedzeni, zadowoleni. Wsio się udało, a nawet ponadprogramowo fajnie było. Jedna rzecz do tej pory ciut jednak mnie męczy (jakby długoterminowy kac...) – muzyka. Przyznam, że czuję się tak jakby muzycznie zgwałcona. Setki piosnek nagrałam, a wygrały w plebiscycie na TOP10 hity o wszystko mówiących tytułach – Bania u Cygania, Ona tańczy dla mnie, Trzęś tyłkiem, Będę brał Cię w aucie, Ona robi loda mu, Zodiak na melanżu, Jebać mi się chce, Dosko, Suczki... i takie tam. Rozumiecie już mój ból??? ;););). Ale co tam, tańce i hulanki były na wypasie, więc jakie to ma znaczenie ;).
|
Archives
October 2014
|