Dzięki znajomym odkryliśmy super miejscówkę na tej naszej knajpianej pustyni (Co nieco Cafe na Chrościckiego super jest, ale do jedzenie tylko ciacha i tarta, więc obiadowo średnio). Calabria w Galerii Gawra w Ursusie - i pysznie i super z dziećmi. Ale fajnie ;). Bardzo się cieszymy i będziemy wpadać!
0 Comments
Od dawna słyszę, że to samo zdrowie, ale jakoś mi się jeszcze w oczy w żadnym sklepie nie rzuciło. Znowu temat powrócił, bo dla odmiany TIME wrzucił listę najbardziej ponoć zdrowych produktów i oto moja brukiew zajęła miejsce numer jeden. Szukać zacznę więc, bo widać zawitać chce do naszego domu ;). Jak nie gotową to może nasiona i hodować będę? :). Inne produkty znajdziecie w załączeniu.
Jest tak. W Moskwie bardzo lubiłam "oranżadę" zwaną TARHUN. Pochodzenie gruzińskie, ale wszech obecne u wschodnich sąsiadów nie tylko w Gruzji, skład to woda, sok z cytryny, cukier i ekstrakt z estragonu. Jak Tatuś na rynku zakupił całe naręcza ziół różniastych, w tym estragonu, to postanowiłam spróbować domowej produkcji tarhuna. Nie idźcie tą drogą... Masakra. A fuj! Ale przy okazji się okazało, że A) prawdziwy tarhunowy zielonkawy kolor nie może być prawdziwy, więc musi być nieźle barwiony oraz B) prawdziwy tarhunowy słodki smak musi być MEGA przysłodzony, bo inaczej nigdy by się tego napitku wypić nie dało... Taaaaa. Czekać pozostaje na następnych gości za wschodniej granicy tudzież samemu się tam wybrać. Visit Russia before Russia will visit you... jak mówią złośliwy ;). PS. A będą w temacie to jednak coś z tego eksperymentu wyszło - pyszny, orzeźwiający napój na bazie mięty, estragonu, cytryny i miodu!!! Pycha.
Amber Room w Pałacu Sobańskich (Robert Skubisz), Atelier Amaro przy Agrykoli (Modest Amaro), Bistro de Paris przy Placu Piłsudskiego (Michael Moran), Concept 13 na Brackiej (Vitkac, Dariusz Barański), La Rotisserie przy Kościelnej (Hotel Regina, Paweł Oszczyk), Marconi Hotel Bristol (Mikołaj Tkaczyk), Nolita Restaurant na Wilczej (Jacek Grochowina), Platter by Karol Okrasa przy Emilii Plater (Intercontinental), Salto na Wilczej (Hotel Rialto, Martin Gimeneza Castron), Tamka 43 (Rafał Hreczaniuk).
Wiem, że jeszcze nie sezon, ale co tam gotować się już można.... A leczo, które zawsze wychodzi i mega szybka znika z pyszności, to po prostu takie, które ma w sobie taki zestaw (i to w dowolnej konfiguracji, jakby nie robić, zawsze będzie pycha): papryka, pomidory, przecier pomidorowy, cebula, cukinia, pieczarki, kiełbaska. Kroimy w kawałki, podsmażamy po kolei do siebie dodając: cebulę, kiełbasę, pieczarki i całą resztę, trochę dusimy, solimy, pieprzymy, papryki dodajemy i zajadamy!
Już się dawno zbierałam do wpisu kulinarnego, bo zaległości spore.... I tak więc jest. Kilka tygodni temu u Pana Mirka rzuciły mi się w oczy (no dobra do koszyka też się rzuciły, przyznaję się bez bicia...) krajowe świeże ponoć pomidory w cenie 18 zł za kilogram... Oj pomyślałam teraz to już WIOSNA pełną gębą się zaczyna ;)... I tak oto wiadomo już wszem i wobec, że duuuużo przed nami wspaniałości warzywno-owocowych, a festiwal ten trwał będzie do późnej jesieni. Śpieszmy się więc!!! Ja zaczynam ucztę od botwinkowej - po prostu niebo w gębie. Słabo się przepisu trzymałam, bo standardowo mi się przesoliło i musiałam śmietanować i cytrynować podwójnie, ale zajadaliśmy się jak wygłodniałe wilki... Polecam bardzo. Dodam tylko, że piec można na kilka sposobów... albo na 160 stopni i około dwie i pół godziny, albo na wyższą temperaturę i dużo krócej ... ćwiczcie, a mistrzem będziecie ;).... pycha, więc warto poćwiczyć. Mi tak pysznie jak u Cioci Ani nie wyszło, ale jak na pierwszy w życiu sernik, to uważam, że szacunek ;). Zapach dodałam migdałowy i też było ok (no może za bardzo ok, bo zamiast pół porcji to całą dałam, ale co tam... ;)). I jeszcze zamiast mielić, to gotowy ser mielony oczywiście zakupiłam, a zamiast żółtka ucierać, to zmiksowałam..... I jeszcze na dodatek zapomniałam dodać margarynę.... Czyli wszystko prawie tak samo zrobiłam.... następnym razem jak zrobię wszystko jota w jotę, to będzie już na pewno niebo w gębie ;). Czy ja się w końcu w tej kuchni cholernej odnajdę, czy już jestem skazana przez całe życie na te eksperymenty z niepewnym finałem....? ;). Podpisane Wytrwała Gospodyni Miejska.... PS1. I jeszcze dodam, że chciałabym mieć taki piękny charakter pisma jak Ciocia Ania... Tak pięknie to pisałam tylko przez pierwsze 3 strony w każdym nowym zeszycie pachnącym nowością... już od czwartej strony na ogół zaczynał się chaos... PS2. Żeby nie było - dziury w serniku na poniższych zdjęciach to NIE moja wina, to Synek palcami sprawdzał konsystencję. A kiedy lodówka pustą się stanie, a rodzinę zacznie dręczyć głód okrutny, znaczy się zakasać rękawy i naleśniki wspólnie zrobić czas! Przepis prosty, sprawdzony, naleśniki dietetyczne i zdrowe w porównaniu do tych pszennych (no chyba, że tak jak ja na słodko je sobie zaserwujecie... z cukrem albo z dżemem....), składniki na pewno się w każdym domu bez specjalnych zakupów znajdą. Co do nadzienia, dodatków, to do wyboru do koloru: z dżemem, serkiem, powidłami, cukrem, tudzież nie na słodko z grzybaki, ze szpinakiem, z pomidorem, z potrawką z kurczaka, z indyka, saute itp itd... Co tylko chcecie, a będzie na pewno pysznie smakowało. Kubuś poleca "wyśmienite te placuszki Mamusiu"... No i wszystko jasne ;). Czytaj dalej.....
Skończyły się pomysły na zupy z rosołu, bo niestety rosół się skończył... drama. Co tu robić, co tu robić. Kapuśniak robić będziemy. Kapusta kiszona, żeberka, warzywa i już możemy działać. Kapustę lepiej wozić w bagażniku, bo jak się wozi w środku, to można skończyć jak ja dzisiaj, kiedy to Jakub Paweł wgramolił się do samochodu i wrzasnął na całe gardło... "MAMUSIU!!! O FUJ!!! Co tu tak strasznie śmierdzi???"... Taaa. Zaczynamy dla odmiany od... ROSOŁU! Czy ja mam tylko takie wrażenie, czy naprawdę jestem jedyną Gospodynią Miejską na tej planecie, która średnio 2 razy w tygodniu robi rosół?.... Nieważne. Przepis na rosół dostępny na stronie (albo kliknąć w "food" w pasku po prawejj stronie i sobie szybko znaleźć albo kliknąć w górnym prawym roku "rosół" w wyszukiwarkę albo sobie samemu znaleźć albo po prostu zrobić po swojemu ;). Nie zapomnijcie o selerze naciowym do rosołu, bo naprawdę warto (Jakub Paweł pomocnik kucharza - "Ale wspaniały ten seler naciowy. No naprawdę."). Czytaj dalej... .... to wcale nie znaczy, że nic tego dnia nie jemy... Jemy pewnie odgrzewane kotlety albo rosół z odzysku tudzież Mamusia nic nie pisze, bo nie ma humoru albo siedzi w czarnej dziurze. Jest jeszcze kilka innych opcji, ale to mało istotne, bo tak tylko chciałam Was uspokoić, że coś tam coś tam jemy codziennie ;)... Kiss. PS1. Dziś na ten przykład jedliśmy coś, z czego jeszcze krew się lała (Gordon byłby z nas dumny...), czyli danie mięsne plus zielenina, od której mnie osobiście zęby swędzą, ale dla dobra rodziny i długiej żywotności w zdrowiu, szczęściu i pomyślności, powoli się przekonuję i chrupię chrup po chrupie... A czekoladka w szafce sobie leży... tak dawno po nią nie sięgałam, że nawet przestała wołać "zjedz mnie, zjedz"... ale sama świadomość, że ona tam jest, jest nieźle wkurzająca.... ;). Znaczy się dieta. Tak. Ja mniej rygorystyczna, Tatuś bardziej. Efekty pierwsze są. Więcej innym razem. PS2. W temacie jedzenia - zrobiłam zakupy przez internet wydawałoby się standardowe. Ale nie. Zamiast 30 jajek przyjechało 300... Zera mi się pomyliły... Tak, to są niewątpliwie ujemne strony zakupów przez internet... w hipermarkecie raczej aż tak by się nie pomyliło.... Cóż plan jest taki: 10 jajek dziennie jemy albo sąsiedzi wpadną na zakupy jajkowe... PS3. News z ostatniej chwili: Sąsiadka się jedna zadeklarowała na 3 opakowania. Paweł się ucieszy, bo już zamiast 10 jajek dziennie będziemy musieli zjadać tylko 9! Super.... Jeszcze nie próbowałam, ale tak się na zdjęcia napatrzyłam, że zaraz chyba zrobię...(wyglądają na "szybko-znikające" :)), a już w sobotę to na pewno, bo Gość w dom będzie ;). Składniki: 1/2 kg maki, 1 kostka masła (200g), szczypta soli, 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia, 3 żółtka, 3 łyżeczki cukru, 3 łyżeczki kwaśnej śmietany Przygotowanie: Mąkę wymieszać z proszkiem i solą. Masło zetrzeć na tarce (grube oczka) wprost do mąki. Wymieszać żółtka, cukier i śmietanę. Połączyć wszystkie składniki i zagnieść ciasto w kulę. Schłodzić w lodówce około 30 minut. Rozwałkować cienutki placek i wycinać nożem malutkie ciasteczka. Piec 15 minut w temperaturze 180 stopni aż lekko urosną i zbrązowieją. Lukrować dowolnie. Rewelacyjne z lukrem cytrynowym (3/4 kubka cukru pudru wymieszane z 3 łyżkami soku z cytryny) i kolorową posypką. Rosół zostały z wczoraj + sos pomidorowy z kartonika + makaron (albo ryż parboiled). Synek wniebowzięty, z miski wprost do dziubka nalewa... Smacznego... PS. Następnym razem pomidorowa niezwykła (czyli bardziej czasochłonna...), tudzież zupa krem z pomidorów. Ale to innym razem, bo dziś laba w kuchni ("laba - czas wolny, próżnowanie, leniuchowanie"... taaa...).
Od dawna stresuje mnie kwestia "chemii" w produktach, które kupuję. Namiętnie (jak nie zapomnę...) czytam skład i staram się wybierać to, co "najlepsze". Nawet mam (niestety nie-pod-ręką, więc rzadko uda się zajrzeć, ale to się zmieni w ramach tegorocznych, tudzież zeszłorocznych i jeszcze wcześniejszych postanowień noworocznych...) wydrukowane ziliony stron z wyjaśnieniem, który konserwant dobry, a który zły, co znaczy na opakowaniu to, a co znaczy tamto i takie tam.... Myślę sobie: jak można wybrać, to dlaczego nie wybrać tego "lepszego". Wiem, że producenci i tak robią z nami co chcą, ale przynajmniej mam spokojne sumienie, że spróbowałam chociaż stoczyć tą (tę? na miłość boską?) nierówną walkę. Eko nigdy nie byłam, bo po pierwsze jestem za leniwa, czytaj dalej.....
Nie niedziela, a Ty rosół gotujesz? No co Ty!? ... Dzisiaj rosół na pierwsze, mięcho z rosołu na drugie, jutro pomidorówka na rosole, a pojutrze jak zostanie zrobimy coś tam coś tam, czyli coś się wymyśli... Taaa.... W kuchni to nieźle rządzę... Bo po pierwsze łatwo (samo się robi), po drugie zdrowo, ale i pożywnie, po trzecie lubią wszyscy w domu, więc się robi często i jako danie i jako baza do innych zup, dań. Czytaj dalej.... Jeśli wydaje Wam się, że kupiliście swojską (prawdziwą, bez konserwantów, napychaczy i innych gówien) wędlinę na rynku (od chłopa na przykład, co się zarzeka, że sam, że naturalnie, że tylko mięsko i w ogóle miód malina), to możecie się grubo mylić... Nam też się nie-jedno wydawało, aż do momentu, kiedy sami uruchomiliśmy mini wędzarnię. Okazało się, że te cuda rynkowe, to może i ciut lepsze od chłamu sklepowego, ale z prawdziwymi wyrobami, takimi jak Babcia i Dziadek kiedyś robili, to niestety za wiele wspólnego nie mają... Dla mnie cała akcja peklowania, wędzenia, tudzież parzenia jest czarną magią, ale Tatuś Kubusia i Wujo Bart wyćwiczyli się w tej sztuce i śmiało można ich nazwać masarzami ("masarz - osoba zajmująca się wyrobem wędlin"). Wyroby z ostatniej akcji wędzarskiej są po prostu wyczesane kosmos i dzięki nim już wieczorem nawet ochoty na czipsy nie mamy, bo się mięchem zajadamy! MNIAM! Dziękuję Wam chłopaki! PS. Wujo Bart w wolnej chwili byś się przepisem na peklowanie i parzenie podzielił, a Tatusia Kubusia zgwałcę o historię mini wędzarni oraz procesu wędzenia.... może się komuś przyda (może Wam, jak pamięć już będzie nie ta, a przecież wiadomo, że to już tuż tuż ;), taki tam żenujący żart prowadzącego ;)).... Znalezione na http://www.kwestiasmaku.com i gorąco polecane! Przepyszne i prawie dietetyczne, bo razowe... ;). Razowe ciasto kruche: 3 szklanki mąki pszennej razowej, szczypta soli, 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia, 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej, 1 łyżeczka cynamonu, 100 g masła, schłodzonych, 1/2 szklanki brązowego cukru, 1 duże jajko lub 2 malutkie, 1/2 szklanki płynnego miodu, 1/2 szklanki orzechów włoskich.... czytaj dalej Wspomnienie z Rasiji... MNIAM, szczególnie, że mamy w lodówce pyszniutką ikrę prosto z Maskwy przywiezioną w podarkie! Zamiast ikry tudzież kawioru można podać wędzonego łososia albo śledzika albo kto co woli ;). Pycha powiadam Wam! I koniecznie takie maleńkie placuszki pieczcie (w stylu polskich racuchów), a nie wielkie naleśniory... czytaj dalej Szybka, prosta (nawet I CAN DO IT...) i przepyszna aksamitna zupa kalafiorowa (a konkretnie: kremowa zupa kalafiorowa z chrupiącą szynką prosciutto). Jedyny udany eksperyment z tego tygodnia. Pozostałe dwa, to klasyczne kulinarne koszmary: zupa z brokułami i serem Cheddar oraz gulasz drobiowy z oliwkami i migdałami. Omijajcie z daleka. Pożytek jednak taki, że w ramach trwającej akcji "Kulinarne Eksperymenty Gospodyni Miejskiej": A) spróbowaliśmy sera Cheddar, B) teraz już wiem, jakby Mrs Chylińska zaśpiewała, że dodanie oliwek do gorącego dania to raczej średnio się udaje oraz C) dodanie 2 łyżek kurkumy zamiast 2 łyżeczek kończy się nie najlepiej, a właściwie smakowo źle się kończy... |
AuthorLola. Żona Suma. Do niedawna aktywna Korporatka, obecnie Matka Jakuba Pawła i Julii Katarzyny, Gospodyni Miejska, zdecydowanie nie-Perfekcyjna Pani Domu i Żona Prezesa Fluffo, Fabryka Miękkich Ścian. A w wolnej chwili po prostu Lola. Taaaa. Categories
All
|